poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Co się stało z tamtą klasą?


Kiedy uczymy się na historii o ludziach, którzy dokonywali strasznych czynów, zwykliśmy myśleć o nich niemal jak o przybyszach z innej planety. Tak jest po prostu łatwiej, niż przyjąć do wiadomości, że czegoś takiego mogli dopuścić się zwykli ludzie, sąsiedzi, koledzy ze szkolnej ławki. Lubimy też patrzeć na ludzi jako na do końca dobrych lub złych. Bo jak pogodzić się z myślą, że kolaborant, który donosił na towarzyszy, może zostać szanowanym obywatelem, przykładnym mężem i ojcem. A chłopak zakochany w dziewczynie może ją zgwałcić, bo wybrała innego. O dramacie Tadeusza Słobodzianka Nasza klasa. Historia w XIV lekcjach mówiło się głównie w kontekście pogromu w Jedwabnem. I jakiś mord na żydach rzeczywiście tu jest. Nikt nie wspomina jednak, o jakie wydarzenia chodzi, nie ma takiej potrzeby. Sztuka w zamyśle miała być znacznie bardziej uniwersalna i wychodząca poza historię Polski XX wieku. 


W Teatrze na Woli postawiono na minimalistyczną scenografię. Na scenie widzimy drewniane szkolne ławki, a w nich dziesięcioro uczniów. Pięcioro Żydów i pięcioro Polaków. W scenografii zmieni się tylko krzyż wiszący nad drzwiami, którego miejsce zajmie sierp i młot, a następnie swastyka. Uczniowie recytują wierszyki i chwalą się, kim chcą zostać w przyszłości. Patrząc na kostiumy, możemy jednak zgadnąć, że historia ma wobec nich inne plany. Z jednych uczyni bohaterów, a z innych ofiary i oprawców. Dlaczego jeden będzie Żydów mordował, a inny ratował? Ktoś wybaczy, a ktoś będzie szukał zemsty w szeregach Urzędu Bezpieczeństwa? Słobodzianek nie daje prostych odpowiedzi. Przyczyn próżno szukać w indywidualnych przymiotach, inteligencji, wychowaniu, przynależności religijnej czy narodowej. Sami musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co się stało z tymi ludźmi. Te pokłady zła i dobra od zawsze w nich tkwiły i tylko znalazły ujście w ekstremalnych warunkach? A może po prostu poszli za tłumem, sytuacja zmusiła ich do zajęcia jakiegoś stanowiska, a potem wszystko wymknęło się spod kontroli? 

Poszczególni bohaterowie kolejno schodzą ze sceny. Umierają zawsze za wcześnie, nie zdążywszy uporządkować swoich spraw. Słobodzianek zwraca tu też uwagę na jedną szczególną cechę ludzkiej natury. Zdolność do tworzenia swoich własnych mitów. Z czasem nawet uczestnicy wydarzeń je przeinaczają i zaczynają wierzyć w wersję, która bardziej im pasuje. Historia odrywa się od ludzi, zaczyna żyć własnym życiem, przez co coraz trudniej ją zrozumieć.


sobota, 12 kwietnia 2014

Ile jesteś w stanie zapłacić za dobre samopoczucie?


XXII wiek. Japonia znów odizolowała się od reszty świata, tym razem by stworzyć idealne społeczeństwo. Udało się osiągnąć niezależność żywieniową, zlikwidować więzienia, a ludzie nie musza już nawet montować zamków w drzwiach. Nad wszystkim czuwa rządowy System Sybilla. Każdy obywatel jest do niego podłączony. System doradzi, jak unikać stresu, podpowie, ile kalorii powinniśmy zjeść na śniadanie, a nawet - w co się ubrać. Tradycyjną policję zastąpiono przyjaźnie wyglądającymi robotami. Twórcy anime Psycho pass poszli nawet o krok dalej niż Orwell. Nie trzeba już zwracać uwagi na zewnętrzne zachowania jednostki, żeby wybadać jej nastroje. System monitoruje stan psychiczny obywateli poprzez sieć skanerów i określa ich barwę, czyli właśnie tytułowy psycho pass. System dba też o rozwój osobowości Japończyków, którzy po ogólnokrajowym egzaminie są przypisywani do określonej kategorii pracowników i kierowani na odpowiednie stanowiska. Prawie jak w platońskiej utopii. Wszystko jednak ma swoja cenę. Zachmurzony psycho pass to naprawdę poważna sprawa. Może oznaczać koniec kariery albo umieszczenie w specjalnym zakładzie terapeutycznym. Zbytnia frustracja może też być powodem wzrostu współczynnika przestępczości jednostki, a to grozi nawet eliminacją ze społeczeństwa. Nic dziwnego, że Japończycy robią, co mogą, żeby utrzymać się w dobrym nastroju. Regularnie korzystają z pomocy psychologa i unikają jak ognia stresujących sytuacji. Tylko potępieńcy mają jeszcze odwagę sięgać po papierosy czy alkohol, zbyt zażyłe stosunki międzyludzkie też mogłyby spowodować zbytnie rozchwianie psychiki. System Sybilla wyeliminował skrajności, w idealnym społeczeństwie nie potrzeba przecież myślicieli, literatów, muzyków i innych maruderów. Nie ma już dobra i zła, zostały tylko kolory w odczycie psycho pass. 


Bohaterką tego dystopicznego anime jest Akane Tsunemori, świeżo upieczona absolwentka, która wstępuje do jednej z niewielu działających jeszcze kryminalnych jednostek Biura Bezpieczeństwa Publicznego. Ta wierząca w sprawiedliwość prymuska na początku wydaje się nieco niezdarna, z czasem jednak okazuje się jedną z najciekawszych postaci w serialu. Przede wszystkim dlatego, że trudno przewidzieć, na co naprawdę ją stać, a jej decyzje nieustannie zaskakują. Z pewnością jest bardziej intrygująca niż kolejny z wysuwających się na pierwszy plan bohaterów. Choć Shinya Kogami to typ mroczny i zdolny zapewne rozkochać w sobie wiele kobiecych serc, szybko okazuje się, że powiela on schemat policjanta owładniętego obsesją rozwiązania sprawy sprzed lat. Równie łatwo rozgryźć partnera Akane, Ginozę, który za nic nie chce być podobny do swego ojca, a jednak cały czas podąża jego ścieżkami. Poza śledczymi w jednostce służą także egzekutorzy, czyli jednostki zdiagnozowane jako potencjalni przestępcy, ich zadaniem jest eliminacja wyjętych spod prawa. Oczywiście decyzję o tym, kto ma zostać wyeliminowany, podejmuje System. 


Psycho pass na pierwszy rzut oka wydaje się kinem typowo sensacyjnym. Na szczęście scenarzysta Gen Urobuchi ani myślał na tym poprzestać. Rozwiązywane kolejno sprawy prowadzą do jednego człowieka, tajemniczego Makishimy. Przez jego działania bohaterowie nie tylko będą musieli bliżej poznać System Sybilla, lecz także zdecydować, czy chcą stanąć w jego obronie. Całość wypada mrocznie, oryginalnie i naprawdę intrygująco. Nikt tu zresztą nie ukrywa, że twórcom chodziło o coś więcej. W wypowiedziach bohaterów podrzucają oni widzom pytania o rolę technologii w naszym życiu, granice wolnej woli czy nadrzędność celów nad wykorzystanymi środkami. 


I wreszcie strona techniczna, której absolutnie niczego nie da się zarzucić. Dopracowana animacja świetnie współgra z mroczną tematyką, a od ścieżki dźwiękowej ciarki przechodzą po plecach. Za taki klimat jestem w stanie wybaczyć kilka banalnych rozwiązań wykorzystanych w finale.