"Baczyński" to film poetycko-biograficzny. Chyba wolałabym, żeby był albo poetycki, albo biograficzny. Zrobienie filmu fabularnego lub dokumentalnego byłoby najzwyczajniej prostsze. Kino poetyckie to już wyższa szkoła jazdy. I choć w ogólnym zarysie debiutujący reżyser Kordian Piwowarski wychodzi z tego obronną ręką, "Baczyński" nie jest filmem poetyckim choćby na miarę mojego ulubionego przedstawiciela gatunku, czyli "Nad rzeką, której nie ma" Barańskiego. A Kościukiewicz to zdecydowanie nie Mirosław Baka ani Marek Bukowski.
źródło: filmweb.pl |
Po pierwsze wolałabym, żeby bohaterowie mówili. Tymczasem grany przez Mateusza Kościukiewicza poeta i jego żona Barbara Drapczyńska-Baczyńska (Katarzyna Zawadzka) są tylko tłem tej historii. Ciężko się utożsamić z tymi niemymi bohaterami, choćby nie wiem jak smutno patrzyli. Fabularyzowane sceny są przeplatane opowieściami tych, którzy ocaleli: towarzyszy broni Baczyńskiego, znajomych rodziny, sanitariuszek. Gdyby nie poezja mógłby to być program na Discovery Historia. Wrażenie to wzmacniają autentyczne zdjęcia i wojenne komunikaty Polskiego Radia. Trzeba przyznać, że sam pomysł wprowadzenia wierszy Baczyńskiego jest naprawdę niezły. Oto mamy wieczorek poetycki w 90. rocznicę śmierci poety. Utwory Baczyńskiego recytują jego młodzi wielbiciele. (Celowo nie używam takich paskudnych słów, jak slam czy fani.) Może i nie recytują idealnie, w końcu to amatorzy, ale z jakim zaangażowaniem! Widz widzi, że poezja wciąż żyje i porusza.
Niezbędnym elementem film poetyckiego są piękne zdjęcia i muzyka (to mamy) oraz oczywiście tekst (to już zapewnił sam Krzysztof Kamil Baczyński). Zabrakło drobnego elementu, a mianowicie pomysłu na sceny. Mateusz Kościukiewicz zdecydowanie za często wpatruje się w niebyt, tworząc tym samym najbardziej schematyczny obraz romantycznego poety zagubionego na ziemskim padole. Oto Mickiewicz na stepach akermańskich albo "Wędrowiec nad morzem mgły". Na obronę zarówno Kościukiewicza jak i Katarzyny Zawadzkiej trzeba powiedzieć, że chociaż wyglądają, jakby brali udział w Powstaniu Warszawskim. Na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, żeby zrobić im profesjonalny make up.
Wielu recenzentów zarzuca filmowi martyrologię, to że nie odbrązawia on postaci poety, nie rozlicza się z Powstaniem Warszawskim, nie porusza pewnych kwestii z biografii Baczyńskiego itp. Jeśli idzie o to ostatnie, to reżyser sam zastrzegł, że nie jest to szczegółowa biografia i ma do tego prawo. Martyrologia? Czy naprawdę można pokazać losy tego straconego pokolenia w jakiś mniej smutny sposób? Oto ginie poeta, jego ciężarna żona, a z nimi cała Warszawa i świat, który znali. Ta historia po prostu jest smutna. Rozliczenia z Powstaniem? Już i tak mamy sporo wątków w filmie, nie wiem, czy zniósł by dodatkowe. W jednej kwestii twórcy filmu poszli za radą recenzentów i nie wyszło to "Baczyńskiemu" na dobre. Zamiast zakończyć opowieść na śmierci poety, musieli zadać najbardziej wyświechtane pytanie z lekcji historii w każdej polskiej szkole: co zrobiliby młodzi, gdyby Powstanie było dzisiaj? I oczywiście ktoś musiał bohatersko powiedzieć, że poszedłby walczyć, zupełnie jakby miał jakiekolwiek pojęcie, czym jest wojna.
Mimo tych wszystkich niedociągnięć film naprawdę chwyta za serce. I to najlepiej świadczy o potędze sztuki. Bo choćby nie wiem ile razy potknęli się reżyser i aktorzy, Baczyński i tak opowie nam swoją historię przez swoje wiersze. "Baczyński" to film dla tych, którzy lubią poezję. Bo jak twierdziła Szymborska:
Niektórzy lubią poezję
Niektórzy -
czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość.
Nie licząc szkół, gdzie się musi,
i samych poetów,
będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.
Lubią -
ale lubi się także rosół z makaronem,
lubi się komplementy i kolor niebieski,
lubi się stary szalik,
lubi się stawiać na swoim,
lubi się głaskać psa.
Poezje -
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowiedź
na to pytanie już padła.
A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego
jak zbawiennej poręczy.
Bardzo byłam go ciekawa i na pewno kiedyś obejrzę, ale nie lubię wpadania w banał. Polubiłam Kościukiewicza i miałam też nadzieję, że będzie to jakaś przełomowa jego rola - w końcu to szalenie istotny temat, film, o którym będzie długo się mówiło i mogło stać przed nim ciekawe wyzwanie. Ale jeżeli głównym jego zajęciem jest gapienie się w przestrzeń, poczekam na inne jego role :)
OdpowiedzUsuńA film z pewnością kiedyś obejrzę. Poezję lubię, Baczyńskiego lubię [choć skoro odrzucamy słowo 'fani', z czym się zgadzam, może powinnam napisać 'miłuję' lub coś podobnego :)], a i ciekawi mnie ujęcie tematu, więc kiedy pielgrzymki szkół się skończą, może załapię się jeszcze na seans.