My Polacy lubimy sobie ponarzekać, a to na bezrobocie, a to na kiepskie warunki pracy, to znowu na fakt, że tylu młodych wyjechało już z kraju w poszukiwaniu pracy. Lubimy też porównywać nasz status materialny do warunków finansowych mieszkańców bogatszych państw. I w tym zestawieniu rzeczywiście możemy wypadać biednie. Zwykle jednak zapominamy, że ta nasza "bieda" jest szczytem luksusu dla jakichś dwóch trzecich mieszkańców tej planety. Brak zdolności kredytowej może i jest tragedią dla jednostki, ale jednak blednie w porównaniu z brakiem dachu nad głową czy pustym żołądkiem. Często mam wrażenie, że gdybyśmy częściej wychylali głowę poza Europę Środkową, mogłoby nas to uleczyć z choć części narodowego pesymizmu. Bo to naprawdę nie jest średnia światowa, że jeden człowiek może pozwolić sobie na cztery pary butów. A samo to, że my możemy, okupione jest często niemal niewolniczą pracą ludzi gdzieś na innym kontynencie.
Największym zapleczem z tanią siłą roboczą wciąż pozostają Chiny, choć wiele film przenosi fabryki do Wietnamu czy Bangladeszu, żeby jeszcze obniżyć koszty produkcji. Życie chińskiego robotnika nie jest z pozoru pasjonujące. Po nieraz kilkunastu godzinach spędzonych na monotonnej pracy, wraca do obskurnego pokoju wynajmowanego wspólnie z innymi robotnikami. I tak codziennie. Z wyjątkiem chińskiego Nowego Roku. Wtedy te miliony robotników opuszczają miasta we wschodniej części kraju i jadą do swoich rodzinnych wiosek na zachodzie, żeby spędzić święta z rodziną. Podróż może zająć nawet kilka dni. W skali globalnej to największa migracja, jaka ma miejsce na Ziemi. O tym właśnie opowiada "Ostatni pociąg". Bohaterami filmu są Changhua i Sugin Zhangowie, którzy już od piętnastu lat pracują w fabryce. W rodzinnej wiosce (w prowincji Syczuan) zostawili pod opieką babci dwójkę dzieci: Yanga i jego starszą siostrę Qin. Twórcy filmu towarzyszyli rodzinie przez dwa lata, utrwalając na taśmie jeszcze jedną z konsekwencji chińskiego systemu gospodarczego - rozpad rodzin. Dzieci praktycznie nie znają rodziców, a Qin zaczyna się buntować. Dlaczego ma słuchać kogoś, kto jej nie wychowywał? Poza tym znaczna część szkolnych kolegów dziewczyny rzuciła naukę w liceum i wyjechała w poszukiwaniu pracy. Qin też chce być samodzielna, ciągnie ją w świat.
Siłą tego filmu nie jest ukazanie strasznych warunków, w jakich żyją robotnicy. Wszyscy wiemy, że są złe i jakoś mało kogo powstrzymuje to od kupowania produktów made in China. "Ostatni pociąg" to historia zwykłych ludzi. Nie ma tu nawet narratora, bohaterowie sami opowiadają o swoim, życiu, co czyni film bardzo sugestywnym. Mnóstwo w tej opowieści emocji i zawiedzionych nadziei. Miasto miało w końcu zapewnić lepszą przyszłość, jeśli nawet nie rodzicom to chociaż dzieciom. A co chyba najważniejsze, bohaterowie są traktowani podmiotowo. Dobrze, że tego filmu nie zrobił Europejczyk. Pewnie obraz byłby wtedy pełen rzewnych scen i pochylania się nad losem tej gorszej części ludzkości. Nie oszukujmy się, tak się w naszych mediach zwykle podchodzi do Trzeciego Świata. Litujemy się nad głodującymi murzynkami czy bangladeskimi szwaczkami, ale czy aby na pewno traktujemy ich jak równych sobie? Czy może raczej jako osoby niezdolne do decydowania o własnym losie i potrzebujące pomocy od nas światłych Europejczyków? Chiński reżyser, Fan Lixin, ukazuje nam robotników w różnych życiowych sytuacjach, również wtedy gdy po prostu plotkują albo rozmawiają o sporcie. To nie są istoty z innej planety, tylko tacy sami ludzie jak my. Tyle że biedni i z beznadziejną pracą. Widzimy inteligentne osoby, które świetnie zdają sobie sprawę z własnej sytuacji i wad chińskiej gospodarki. Ta wiedza nie poprawia im jednak samopoczucia, Nowy Rok już tak. To jedyna okazja, żeby oderwać się od szarej rzeczywistości. "Gdyby rodzina nie mogła nawet spędzić razem Nowego Roku, życie nie miałoby sensu" - stwierdza jeden z bohaterów. Dlatego wyruszają co roku, bez względu na koszty, wielogodzinne oczekiwanie i dantejskie sceny na dworcach. Tak żyje 130 milionów ludzi.
źródło: stopklatka.pl |
Widziałam ten film tydzień temu i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jest niesamowity... I ta niesamowitość jest właśnie w tym dość zwyczajnym traktowaniu bohaterów - jak normalnych ludzi, nie "biednych braci z dalekich Chin, którzy nie mają wyboru"...
OdpowiedzUsuńPolecam!