piątek, 6 maja 2016

W obronie drobnego rolnika


Słyszeliście kiedyś o grabieży ziemi? Specjalnych strefach ekonomicznych? Prywatnych firmach wojskowych zatrudnianych przez koncerny spożywcze? Zastanawialiście się, czemu niektórzy ludzie bojkotują olej palmowy? I co u licha nieetycznego może być w zwykłym kakao? Pokazywany na tegorocznej AfryKamerze film dokumentalny Życie bez ziemi (No Land, No Food, No Life) odsłania zaledwie niewielką część tej ciemnej strony przemysłu spożywczego. 

Rolnictwo na pierwszy rzut oka wydaje się niewinne. Ludzkość od tysięcy lat żywi się plonami ziemi i to zapewne opanowanie technik uprawy roślin pozwoliło naszemu gatunkowi aż tak się rozwinąć. Druga połowa dwudziestego wieku diametralnie zmieniła jednak jego oblicze. Do głowy od razu przychodzą pestycydy i ich negatywny wpływ na ludzkie zdrowie oraz środowisko naturalne, niestety to tylko jeden z grzechów nowoczesnego rolnictwa. W szkole uczono nas, że uprzemysłowienie produkcji rolnej ma dużo zalet, może choćby pomóc poradzić sobie z problemem głodu na świcie. Gdy jednak zagłębimy temat, wychodzi na jaw, że to wszystko bujda na resorach. Dlaczego? Żeby to zrozumieć trzeba przyjrzeć się miejscom, w którym powstaje ogromna część żywności współczesnego świata, czyli okolicom równika.  

Twórcy filmu Życie bez ziemi zabierają nas kolejno do Mali, Kambodży i Ugandy, państw o niezwykle żyznych i atrakcyjnych terenach uprawnych, o dostęp do których walczą dziś globalne koncerny spożywcze. Ziemia odbierana jest lokalnym rolnikom i wykorzystywana do zasiewania monokultur na ogromnych terenach. Czasem ziemię odkupuje się za bezcen, ale częściej wykorzystuje do tego luki prawne i skorumpowanie miejscowych władz, a nieraz nawet brutalną siłę. Amy Miller, reżyser Życia bez ziemi, rozmawia z ofiarami tego procederu. Słyszymy dramatyczne relacje ludzi, którzy kiedyś byli w stanie utrzymać się z pracy własnych rąk, a teraz pozostawieni są na łaskę koncernu - jedynego pracodawcy w regionie. Ci ludzie nie stracili tylko pól uprawnych, ciężko im zaspokoić podstawowe potrzeby. Nie mają już lasu, do którego mogliby chodzić po drewno na opał, a pestycydy z pól zatruły źródła wody. Wypowiedzi pracowników koncernów spożywczych zestawione są tu z obrazem ogólnego spustoszenia. Jednogatunkowe uprawy zastępują zróżnicowany krajobraz i wyjaławiają ziemię. A co w takim razie ze zwalczaniem głodu? Niestety, większość z tych upraw nie trafi do ludzi. Jako pasze zaspokoją potrzeby przemysłu mięsnego lub zostaną wykorzystane do produkcji biopaliw. 

Film Amy Miller jest niewątpliwie bardzo sugestywny i pozbawiający złudzeń. Dodatkowym plusem jest pokazanie widzowi szerszego kontekstu i wyjaśnienie choćby związku nasilającego się zjawiska grabieży ziemi z ostatnim kryzysem na rynkach finansowych. Choć temat jest ciężki, twórcy postarali się, żeby podać go w możliwe lekkostrawnej formie i wykorzystali do tego szereg animacji i wizualizacji. Całość ogląda się więc bardziej jak film fabularny niż wykład z alterglobalizmu.

źródło: www.civictheatre.ca
PS Przy okazji polecam świetny wywiad z Marią Świetlik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności w miesięczniku Znak Prawo do żywności

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz