sobota, 27 czerwca 2015

Życie i śmierć w Roppongi


Gatunek true crime zawsze wydawał mi się podejrzany, już sama nazwa przywodzi na myśl krzykliwe nagłówki tabloidów. Takie historie przyciągają uwagę, ale z drugiej strony bazują na dość niskich instynktach i niezdrowej ciekawości. A co chyba najgorsze, sprowadzają ludzie cierpienie do dobrze znanego schematu. Dlatego pewnie w ogóle nie wzięłabym się do lektury książki Richarda Lloyda Parry'ego, gdyby opisywane wydarzenia nie miały miejsca w Japonii, do której mam słabość. Autor udowodnił mi, że na kanwie prawdziwej zbrodni można zbudować fascynujący reportaż, który nie ma nic wspólnego z tanią sensacją. 

Ludzie, który jedzą ciemność to opowieść o zaginięciu Lucie Blackman, dziewczyny z angielskiego miasteczka, która najpierw szukała szczęścia w londyńskim City, potem jako stewardessa British Airways, a w końcu w tokijskiej dzielnicy biznesu i nocnych rozrywek Roppongi. To też historia jej mordercy, seryjnego gwałciciela Jojiego Obary. Richard Lloyd Parry przyglądał się sprawie od samego początku jako korespondent dziennika The Times w Japonii i jak sam twierdził, nie dawała mu ona spokoju. Nie z tego powodu jednak nie sposób oderwać się od książki. Parry wykorzystał historię Lucie, żeby pokazać czytelnikom Japonię, jaką udało mu się poznać przez lata pracy. Autor zmierzył się też z całą masą stereotypów, które sprawa Obary tylko umocniła. Po pierwsze musiał wyjaśnić, czym właściwie zajmowała się Lucie w Japonii. Czytelnikom z Zachodu jakoś nie mieściło się w głowie, że ktoś może płacić Europejkom jedynie za rozmowę i przytakiwanie japońskim biznesmenom. Bo to właśnie robiły zagraniczne hostessy. Nocne życie w Tokio okazało się znacznie bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Wycieczka po ulicach Roppongi była chyba najbardziej fascynującą częścią tej opowieści. Sporo miejsca poświęcił też Parry japońskiej policji, starając się dociec przyczyn jej nieudolności i opieszałości. Czy to możliwe, żeby ci pracowicie funkcjonariusze nie mogli poradzić sobie z jednym kryminalistą tylko dlatego, że ten zachowywał się w niestandardowy sposób? 

Autor nakreślił naprawdę bogate tło kulturowe, które choć trochę pozwala zagłębić się w mentalność Japończyków. Na szczęście na tyle dobry z niego reporter, że ani na chwilę nie postawił się na miejscu wszystkowiedzącego eksperta od Kraju Kwitnącej Wiśni. A wszyscy, którzy choć trochę więcej czytali o Japonii, wiedzą, że jest to przypadłość, która dopada wielu podróżników już po dwóch tygodniach pobytu. Parry stroni też od osądzania, często podaje dwa możliwe scenariusze wydarzeń i pozostawia wybór czytelnikowi. Z podobną delikatnością opisuje rodzinę Lucie, a zwłaszcza trudne relacje jej skłóconych rodziców. Pokora to ponoć jedna z podstawowych cech dobrego reportera, a Richard Lloyd Parry niewątpliwe ją ma. Książka nie jest jednak całkowicie pozbawiona wad, tempo znacznie spada gdzieś tak po połowie, kiedy zaczynamy uczestniczyć w dość żmudnej pracy oskarżycieli i obrońców i ciągnących się latami procesach. Tutaj autor pozwala też sobie na więcej komentarzy i własnych przemyśleń. Z jednym, szczególnie interesującym, Was zostawię:

Przycinając etykietkę skrajnym zachowaniom - potwornym, psychopatycznym, "złym" - i umieszczając sprawców owych zachowań w kategorii zupełnie innej, a przez to bezpiecznej, niż ta, do której należą "dobrzy" ludzie, możemy trochę mniej przejmować się złożoności ludzkiej natury i zastanawiać się, na ile każdy z nas w tym czy innym momencie postępuje bezwzględnie i bez skrupułów. 

1 komentarz:

  1. Nie miałam pojęcia o istnieniu takiej książki! Ląduje na liście "do przeczytania", bo i ja do Japonii mam słabość :)

    OdpowiedzUsuń