sobota, 7 września 2013

Kultowe anime cz.2

Pisałam już o filmach Hayao Miyazakiego, którego nazwisko jest synonimem wszystkiego, co w anime najlepsze. Ale świat na studiu Ghibli się nie kończy. O ile filmy Miyazakiego nadają się dla widzów w każdym wieku i z każdej szerokości geograficznej, o tyle w tej części zestawienia pojawią się też tytuły dla starszej młodzieży lub nawet tylko dla dorosłych. Anime charakteryzuje się bowiem ogromnym bogactwem gatunkowym i nie sposób pominąć tu science-fiction, horrorów czy filmów walki.

Akira


źródło: gracz.org

Temat gangów motocyklowych i ulicznych pościgów nie jest mi szczególnie bliski, ale trzeba przyznać, że ten film z 1988 roku odegrał w popularyzacji anime poza Japonią rolę nie do przecenienia. I chociażby dlatego zasługuje na miano kultowego. Całość utrzymana jest w postapokaliptycznej konwencji, na ulicach NeoTokio (metropolii powstałej po III wojnie światowej) szerzy się przestępczość, a o władzę i wpływy rywalizują motocyklowe gangi. Głównymi bohaterami są członkowie gangu Scrun Half: Kaneda i Tetsuo. Ten drugi wkrótce wpadnie w ręce wojska i na skutek przeprowadzonych na nim eksperymentów zyska niezwykłą i niebezpieczną moc. Nowe umiejętności pozwolą mu wyruszyć na poszukiwanie legendarnego Akiry, który trzydzieści lat wcześniej miał doprowadzić do zagłady Tokio. Film traktowany jest często jako alegoria niepokojów społecznych w Japonii z lat 60., a także nawiązanie do czasów zimnej wojny. Na 2015 rok zapowiadana jest aktorska wersja "Akiry", za której produkcję wziął się sam Leonardo DiCaprio. Niemniej wcześniejsze doświadczenia z hollywoodzkimi adaptacjami anime nie pozwalają być w tej sprawie optymistą. Wszystkie znane mi aktorskie wersje anime kończyły się klęską i sprowadzeniem na siebie gniewu rzeszy fanów ich animowanych pierwowzorów.


Ninja Scroll


źródło: filmweb.pl

"Ninja Scroll" to świetny dowód na to, że nie wszystko co animowane nadaje się do oglądania przez dzieci. Rzecz dzieje się w średniowiecznej, feudalnej Japonii. Mieszkańców pewnej wioski zabija tajemnicza zaraza. Oddział wojowników, który miał zbadać sprawę, zostaje wymordowany przez bestię. Przeżywa tylko piękna Kagero, którą z kolei z opresji ratuje wędrowny ninja Jubei. Bohaterowie będą się musieli zmierzyć z całą plejadą potworów rodem z japońskiej mitologii, dowodzoną przez Szoguna Ciemności. Trzeba przyznać, że twórcy filmu bardzo dosłownie potraktowali zadanie pokazania panujących wówczas w Japonii obyczajów. Dlatego filmowi wojownicy mordują, gwałcą, a nawet piją krew. To jednak czyni z filmu prawdziwą gratkę dla wielbicieli kina historycznego i filmów walki. I chociaż film powstał w 1993 roku, animacja wciąż robi wrażenie.


Ghost in the Shell


źródło: otaku.pl

Niektórzy mówią o "Ghost in the Shell" jako o pierwowzorze filmu "Matrix", a to dlatego, że obecnie rodzeństwo, a wtedy bracia Wachowscy, otwarcie przyznawali się do fascynacji tą produkcją. Akcja "Ghost in the Shell" toczy się w 2029 roku, kiedy to życie ludzi w znacznej mierze przeniosło się do sieci, a jej bezpieczeństwo jest sprawą wagi państwowej. Walką z hakerami zajmuje się złożona z cyborgów Sekcja 9. Najgroźniejszym przeciwnikiem jest Władca Marionetek - haker podejrzewany o włamania do ludzkich mózgów. Na uwagę zasługuje mroczny styl tej animacji i charakterystyczna ścieżka dźwiękowa, w której wykorzystano żeński chór. To też jeden z pierwszych filmów, w którym postawiono pytanie o miejsce człowieka w cyberświecie. Jeśli Wachowscy coś rzeczywiście w "Ghost in the Shell" podpatrzyli, to na pewno efekt zielonego kodu na czarnym tle.


5 centymetrów na sekundę


źródło: filmweb.pl

To anime to małe dzieło sztuki, zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że "5 centymetrów na sekundę" jest najpiękniejszą animacją, jaką dane mi było oglądać.  Makoto Shinkai stworzył tu świata zarazem perfekcyjny i magiczny. Nie jest to jednak opowieść o jakiejś fantastycznej krainie, akcja toczy się bowiem we współczesnej Japonii. Reżyser wydobywa magię i niezwykłość z codziennych i z pozoru niewiele znaczących wydarzeń. "5 centymetrów na sekundę" to romans, ale wątek miłosny opowiedziany został z niezwykłą subtelnością. Bohaterem jest Tono Takaki, którego widzimy w trzech momentach jego życia. W pierwszej części Takaki jest uczniem podstawówki, podobnie jak jego szkolna koleżanka Akari. Oboje szybko się zaprzyjaźniają. Po skończeniu szkoły Akari musi się jednak przeprowadzić z rodzicami do Tochigi. Chłopiec wyrusza w podróż pociągiem, żeby jeszcze raz się z nią zobaczyć. W drugiej odsłonie Takaki kończy już szkołę średnią. Zakochała się w nim szkolna koleżanka, Kanae. Ten jednak wydaje się nie zauważać jej uczucia. Ostatni rozdział to już dorosłe życie bohatera. Takaki jest programistą i mieszka w Tokio, a Akari przygotowuje się do ślubu. Oboje czują, że utracili coś bardzo ważnego. "5 centymetrów na sekundę" to nie tylko opowieść o nastoletniej miłości, ale i utraconych szansach na szczęście. Makoto Shinkai zwraca w tym filmie uwagę na ważną życiową prawdę, o naszym życiu decyduje bowiem tylko kilka z pozoru zwyczajnych momentów, które bardzo łatwo przegapić.

Seriale

Nie można pisać o anime, ograniczając się tylko do pełnometrażowych filmów kinowych. Nie od dziś w końcu wiadomo, że japońska animacja serialem stoi, a popularne serie potrafią ciągnąć się niczym "Moda na sukces". Takie anime jest też w Polsce najbardziej popularne. Największe rzesze widowni zgromadziły nad Wisłą seriale oparte na shonen-manga, czyli produkcje przeznaczone dla chłopców, których tematyka kręci się wokół sztuk walki i pojedynków. Jeśli ich bohaterowie akurat z kimś nie walczą, to na pewno trenują i przygotowują się do starcia z kolejnym wrogiem. Seriale te różnią się jednak od zachodnich opowieści o superbohaterach. Poza oczywistym osadzeniem w japońskiej kulturze, bohaterowie shonen-manga nie działają sami. Chociaż zwykle mamy tu do czynienia z głównym bohaterem, z pojedynków wychodzi on zwycięsko tylko dzięki wsparciu swoich przyjaciół. Potęga bohaterów nie opiera się na ich mięśniach, a sile ducha. Dlatego nie ma w tym kompletnie nic dziwnego, gdy powalają oni kilkukrotnie większych od nich przeciwników. Zaś ich kompetencje wymagają ciągłego doskonalenia i treningu. Większą moc można tu zdobyć tylko przełamując własne słabości.


Dragon Ball


źródło: moviesroom.pl

Ten serial pojawił się na antenie RTL7 w 1999 roku i zapoczątkował w Polsce modę na anime. Składa się z trzech części: "Dragon Ball", "Dragon Ball Z" i "Dragon Ball GT", z których każda liczy po kilkaset odcinków. Bohaterem serii jest Son Goku, który wraz ze swoją przyjaciółką Bulmą wyrusza na poszukiwanie magicznych smoczych kul. Gdy zbierze się je wszystkie, pojawia się spełniający życzenia Boski Smok. Son Goku nie jest Ziemianinem, a Saiyanem, jednym z ostatnich przedstawicieli rasy wojowników, których planeta została zniszczona. Chłopiec posiada przez to nadludzką siłę. Serial znany jest z iście epickich scen walki, z których każda może ciągnąć się przez kilka odcinków. Trzeba jednak przyznać, że jakość tej animacji po latach wypada nieco blado. Wiedzą o tym także jej twórcy, którzy w 2009 roku wypuścili odświeżoną i poprawioną wersję serii "Z" - "Dragon Ball Kai".W tym samym roku do kin trafiła aktorska adaptacja "Dragonball: Ewolucja", która była tak zła, że aż nie wiem, co o niej napisać.  Jej reżyser, James Wong, zapewne do dziś żyje w strachu przed rozwścieczonymi fanami.


Bleach


źródło: amazon.com

To mój faworyt w tej kategorii. Akcja toczy się w czasach współczesnych, a bohaterem serialu jest licealista Ichigo Kurosaki, który posiada zdolność widzenia duchów. Pewnego dnia w jego życiu pojawią się Rukia Kuchiki, dziewczyna jest shinigami (bogiem śmierci). Rukia zostaje ranna w walce, żeby ocalić życie swoje i Ichigo, musi przekazać mu swą moc, przez co zostaje uwięziona w świecie żywych. Shinigami to istoty duchowe, niewidzialne dla większości ludzi. Zadaniem bogów śmierci jest zachowanie równowagi pomiędzy światem żywych i martwych, a zwłaszcza walka z Pustymi, uwięzionymi pomiędzy tymi wymiarami duszami, które zamieniły się w potwory. Każdy shinigami ma swoje zanpakuto, czyli miecz posiadający własną duszę. Na co dzień shinigami przebywają w Społeczności Dusz, zwykle służąc w jednym z Trzynastu Oddziałów Obronnych. Główną wadą tego anime jest jego nierówność. Poszczególne odcinki serialu pojawiały się bowiem częściej, niż manga, na której podstawie powstał. Twórcy musieli jakoś sobie poradzić z chwilowymi brakami materiału do ekranizacji, stworzyli więc serię fillerów, czyli epizodów kompletnie z mangą niezwiązanych. Są one fabularnie słabsze od głównych wątków. Z tym problemem można sobie jednak poradzić w prosty sposób - pominąć je w trakcie oglądania. Główne wątki - odbicie Rukii ze Społeczności Dusz i bunt jednego z kapitanów - są godne polecenia. "Bleach" ma też naprawdę dobrą ścieżkę dźwiękową (tutaj). Zainteresowanym polecam artykuł "Anime Bleach jako topos samurajów".


Naruto


źródło: media.splay.pl

Niewiele mogę napisać o tym anime, jako że nie widziałam ani jednego odcinka. Niemniej serial ten bije rekordy popularności. Jego bohaterem jest nastoletni Naruto Uzumaki, który chce zostać najsilniejszym ninja w wiosce. Kilkanaście lat wcześniej w jego ciele został zapieczętowany demon - lis o dziewięciu ogonach. Podobnie jak w przypadku "Dragon Ball" mamy tu do czynienia z długimi i częstymi scenami walki, a w miarę upływu czasu Naruto i jego przyjaciele rozwijają swoje nietypowe zdolności. W 2007 roku pojawiła się druga część tej serii "Naruto: Shippuden".

Większość seriali anime nie ciągnie się tak długo, jak trzy wymienione powyżej. Zwykle twórcy ograniczają się do kilkunastu, góra kilkudziesięciu odcinków. I chociaż tasiemce też maja swój urok, krótsza forma zwykle wychodzi fabule na dobre.

Death Note


źródło: screencritix.com

Ten serial łączy piękny i mroczny styl animacji z bardzo dobrą ścieżką dźwiękową (tutaj), a jego ponury klimat przypadnie do gustu nie tylko przedstawicielom subkultury Emo. Bohaterem "Death Note" jest licealista Light Yagami, który znajduje notes należący do boga śmierci imieniem Ryuk. Każda osoba, której imię i nazwisko zostanie zanotowane w tym notesie, umrze w ciągu 40 sekund. Posiadacz notesu może też dodać opis okoliczności śmierci i jej przyczynę. Jeśli tego nie zrobi, nieszczęśnik opuści ziemski padół z powodu zawału serca. Light mierzy wysoko i postanawia oczyścić świat z przestępców. Jego tropem rusza policja i tajemniczy detektyw L. Fabuła opiera się tu o pojedynek dwóch geniuszy - Lighta i L. Wygra ten, kto pozostanie o krok przed przeciwnikiem. Obie postacie są bardzo wyraziste, mimo to serial ten warto obejrzeć głównie ze względu na jego walory wizualne i dźwiękowe. W niektórych chińskich miastach manga "Death Note" została zakazana z powodu jej negatywnego wpływu na psychikę młodzieży. Uczniowie robili sobie bowiem własne notatniki śmierci, w których zapisywali nazwiska nielubianych kolegów i nauczycieli.

Elfen Lied

źródło: alphacoders.com
Pomimo tytułu "Elfen Lied" nie ma wiele wspólnego z elfami i baśniowością. To najbardziej krwawa i brutalna propozycja w tym zestawieniu, momentami zahaczająca o stylistykę gore. Fabuła "Elfen Lied" przypomina nieco "Carrie" Stephena Kinga. Główna bohaterka, Lucy, jest dicloniusem - zmutowaną formą człowieka. Cechą dicloniusów są charakterystyczne wypustki na czaszce (przypominające rogi) oraz nadprzyrodzone zdolności. Lucy ze względu na przeżycia z dzieciństwa, a także eksperymenty, którym została poddana, nienawidzi ludzi i zabija ich bez skrupułów. W pierwszym odcinku ucieka z tajnego laboratorium, zostaje jednak ranna w głowę. Nieprzytomną dziewczynę znajdują na plaży świeżo upieczony student Kouta i jego kuzynka Yuka. Uderzenie w głowę sprawiło, że do głosu dochodzi alternatywna osobowość Lucy - dobra i dziecinna Nyu. Na uwagę zasługuje nietypowy opening "Elfen Lied", w którym wykorzystano obrazy Gustava Klimta i śpiewaną po łacinie "Elfią pieśń".

Cowboy Bebop


źródło: whysoblu.com

Śmiała futurystyczna wizja z elementami Dzikiego Zachodu. Fascynację amerykańską popkulturą widać tu gołym okiem. Można w "Cowboy Bebop" odnaleźć elementy westernu i filmu noir. Tytuł każdego z odcinków jest jednocześnie tytułem tytułem popularnej piosenki. Akcja toczy się w drugiej połowie XXI wieku. Niewłaściwe użycie bramy nadprzestrzennej spowodowało uszkodzenie Księżyca, którego spadające odłamki omal nie zniszczyły życia na Ziemi. Ludzie zamieszkali pod jej powierzchnią i skolonizowali inne planety. Chaos spowodował jednak wzrost przestępczości. Aby skutecznie łapać kryminalistów na tak dużym obszarze władze wprowadziły system nagród. Wkrótce pojawili się też łowcy głów. Takimi właśnie łowcami-kowbojami są bohaterowie tej serii. Główną zaletą "Cowboy Bebop" jest fakt, że naprawdę ciężko doszukać się tu wad. Na wysokim poziomie jest zarówno fabuła, jak i techniczna warstwa serialu. "Cowboy Bebop" to jedna z lepiej dopracowanych animacji.

Samurai Champloo

źródło: lisimg.com

Kolejna po "Cowboy Bebop" animacja Shin'ichirō Watanabe z 2004 roku. I tym razem Watanabe w zadziwiający sposób miesza ze sobą gatunki. Bo choć akcja "Samurai Champloo" toczy się w feudalnej Japonii, bohaterowie anime są na wskroś współcześni. Kino historyczne miesza się tu z sensacyjnym, a tradycyjna japońska muzyka z hip-hopem. Bohaterami są dwaj samuraje: nieokrzesany i porywczy Mugen oraz powściągliwy i precyzyjny Jin. Tę dwójkę z opresji uratuje kelnerka Fu. W zamian Mugen i Jin obiecują pomóc jej w odnalezieniu samuraja pachnącego słonecznikami. Po drodze przyjdzie im się zmierzyć z przeciwnikami spod ciemnej gwiazdy: mafiosami, alfonsami, złodziejami, przemytnikami narkotyków. Podobnie jak w przypadku "Cowboy Bebop" tutaj także główną zaletą jest wysoka jakość animacji.


Co w nowościach piszczy?

Nowe tytuły wyrastają jak grzyby po deszczu i pewnie nie starczyłoby życia, żeby obejrzeć je wszystkie. W sukurs idą liczne internetowe plebiscyty, w których fani wybierają anime roku bądź sezonu. Ja ograniczę się do trzech interesujących propozycji.

Sword Art Online


źródło: www.roadtovr.com

Chyba najbardziej optymistyczna i baśniowa z propozycji w tym zestawieniu. Ma dużo uroku, a przy tym potrafi wzruszać. Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości, kiedy to już opracowano technologię, pozwalającą na całkowite zanurzenie się w wirtualnej rzeczywistości. Cały świat oczekuje na premierę gry Sword Art Online, wypuszczone zostaje tylko 10 tysięcy egzemplarzy. Wśród szczęśliwców znajduje się 16-letni Kazuto Kirigaya, który był beta testerem gry. Właściwie należałoby go nazwać Kirito, bo takiego nicku używa w SAO. Po zalogowaniu okazuje się jednak, że gracze nie dysponują opcją wyloguj. 10 tysięcy osób staje się zakładnikami genialnego i szalonego twórcy gry, Akihika Kayaby. Śmierć w SAO oznacza śmierć naprawdę. Gracze zostaną uwolnieni dopiero, kiedy jednemu z nich uda się ją ukończyć, co wymaga przejścia stu poziomów. Uwięzieni gracze zostaną w Sword Art Online na długo, bo na ponad dwa lata. Wartością tego anime nie są sceny walki, których tak naprawdę jest niewiele, a obraz codziennego życia w grze. Zasady ustanowione w SAO stają się dla graczy podstawami ich rzeczywistości. Tworzą się różne grupy społeczne, jedni wiodą spokojne życie, inni walczą na linii frontu. Zawiązują się bractwa, kierujące się mniej lub bardziej moralnymi zasadami postępowania. Znajdzie się tu też miejsce na historię miłosną z prawdziwego zdarzenia. Ładna animacja, dopracowany z najmniejszymi szczegółami świat gry oraz pozytywny wydźwięk sprawiają, że "Sword Art Online" naprawdę przyjemnie się ogląda.


Attack on Titan


źródło: techtimes.com

Niektórzy nazywają "Attack on Titan" animowaną "Grą o tron" i rzeczywiście jest sporo podobieństw. Twórcy co chwilę zaskakują zwrotami akcji i nie mają oporów przed uśmiercaniem bohaterów. A wszystko to dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, przypominającej nieco średniowiecze  Ludzkość niemal wyginęła. Ci, którym udało się przetrwać, muszą wieść życie za murami. Ogromne mury chronią ich przed tytanami, istotami bezmyślnymi, ale też okrutnymi i żywiącymi się ludzkim mięsem. Pewnego dnia mury zostają przerwane, a mieszkańcy najbliżej położonych miejscowości zmasakrowani. Ludzie ruszają na wojnę z tytanami. Warto zwrócić uwagę, że "Attack on Titan" ma naprawdę dobry opening.

Hataraku Maou-sama! 


źródło: glogster.com

Tytuł oznacza diabła pracującego w fast foodzie i jest to jedyna komedia, jaka znalazła się w zestawieniu. I to głównie przez zaskakującą pomysłowość jej twórców. Oto Władca Ciemności jest o krok od podbicia  świata, zostaje jednak pokonany przez bohaterkę Emilię. Salwując się ucieczką, demon trafia do innego wymiaru, współczesnego Tokio. Nie może tu używać magii, a jego demoniczne doświadczenie nie bardzo się przydaje. Władcę Ciemności dopada proza życia, żeby zarobić na dach nad głową, zatrudnia się na pół etatu w restauracji McRoland (do złudzenia przypominającej McDonalda). Jego demoniczny generał Alciel zajmie się prowadzeniem domu z tych skromnych środków budżetowych. Wkrótce dołączy do nich drugi z pokonanych generałów, Lucyfer, który odkrywszy uroki internetu, postanowi zostać hikkimori. Władca Ciemności będzie musiał stoczyć walkę z konkurencją (Sentucky Fried Chicken), a jakby tego było mało w ślad za nim wyruszy bohaterka Emilia. Może nie jest to tytuł wybitny, ale całkiem niezła satyra z własnej konwencji.

4 komentarze:

  1. Super zestawianie (także część pierwsza). Dzięki wielkie. Przyda mi się na pewno, ponieważ mam w planach zabranie się za anime.
    PS. Ach, ten Dragon Ball... Moje dzieciństwo. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dragon Ball to klasyka sama w sobie! :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://fantastykaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Próbowałam oglądać Bleach, ale jak w jednej z pierwszych scen żeńska bohaterka wkłada miecz do pochwy bez podprowadzenia (mały gest, gdzie używamy krawędzi dłoni by stabilizować miecz przy jego odkładaniu.. pomocny, aby się nie dziabnąć), tak mnie zmroziło, że zrezygnowałam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać jestem ignorantem w kwestii broni białej (i każdej innej), bo nie zwróciłam uwagi. ;)

      Usuń