niedziela, 22 grudnia 2013

Dziesięć scen z życia Rose


Bohaterów literackich w złej literaturze i w dobrej literaturze różni jedna podstawowa rzecz. Ci pierwsi mogą robić rzeczy najbardziej niezwykłe, a i tak nie uwierzymy, że istnieją. Ci drudzy mogą zajmować się najbardziej prozaicznymi sprawami, a my nie będziemy mogli oprzeć się wrażeniu, iż taka osoba na pewno gdzieś chodzi po świecie. Tak autentyczny i po prostu ludzki jest jej charakter. Nie ma tu znaczenia konwencja, nawet bohaterowie science-fiction muszą wydawać się prawdziwi, żeby czytelnikom chciało się poznawać ich dalsze losy. Sięgnęłam po książkę Alice Munro, żeby dowiedzieć się, za co kanadyjska autorka została wyróżniona Nagrodą Nobla. I teraz już nie mam wątpliwości, za fenomenalną zdolność szkicowania ludzkich charakterów i zaglądania w głąb psychiki w pozornie niewiele znaczących sytuacjach.

Bohaterką "Za kogo ty się uważasz?" jest Rose, dziewczynka mieszkająca w ubogiej robotniczej dzielnicy West Hanratty, w prowincji Ontario. Matka Rosa umarła, kiedy ta była jeszcze mała. Jej miejsce wkrótce zajęła Flo, pewna siebie i energiczna macocha, nie zawsze grzesząca bystrością umysłu. Cała rodzina mieszka na tyłach prowadzonego przez Flo sklepu, a Rose przechodzi w lokalnej podstawówce prawdziwą szkołę życia. Akcji jest tu niewiele, ale wnikliwość w pokazaniu relacji i wzajemna próba sił pomiędzy bohaterką a macochą nie pozwalają oderwać się od lektury. Rose będziemy poznawali w kolejnych dziesięciu opowiadaniach, umiejscowionych w różnych etapach jej życia. Kolejność jest w zasadzie chronologiczna, poza ostatnim tekstem, który stanowi swoistą klamrę. Powraca w nim pytanie, dręczące Rose przez całe życie: "Za kogo ty się uważasz?". I choć pomiędzy każdym z tekstów pozostaje kilkuletnia luka, nie ma tu mowy o jakimkolwiek wrażeniu pokawałkowania czy niekompletności. Obraz Rose jest pełny, te dziesięć zdarzeń z jej życia wystarczyło, żeby całkowicie ją poznać. Jak jest? Zwyczajna. Z jednej strony pozbawiona złudzeń i dotknięta kompleksem niższości, jak to często mają w zwyczaju ludzie wychowani w biedzie. Z drugiej momentami nieracjonalna, szukająca szczęścia z nieodpowiednimi mężczyznami. Kobieta miotająca się pomiędzy tym, kim jest, a tym kim zawsze chciała być. Swój awans społeczny zawdzięcza po części inteligencji i ciężkiej pracy, dzięki której dostała się do college'u, a po części przypadkowi w postaci małżeństwa z mężczyzną, którego tak naprawdę nigdy nie kochała. Zmiany w życiu Rose zachodzą niepostrzeżenie, zaczynają się od czegoś banalnego, żeby zostawić się zdezorientowaną i niepewną, co ma właściwie z tym wszystkim zrobić. Munro nie skupia się jednak tylko na samej bohaterce, w jej prozie mnóstwo jest trafnych i często zabarwionych ironią uwag o życiu w społeczeństwie i relacjach międzyludzkich:

Bieda nie jest tylko niedolą, jak zdawała się uważać doktor Henshawe, nie tylko niedostatkiem. Oznacza, że ktoś ma brzydkie świetlówki i jest z tego dumny. Oznacza nieustanne rozmowy o pieniądzach i złośliwe uwagi o nowych przedmiotach, które kupili inni ludzie, i podawanie w wątpliwość, czy za to zapłacili. Oznacza dumę i zazdrość, wybuchającą z powodu nowych plastikowych zasłon, imitujących koronkowe, które Flo kupiła i zawiesiła w oknie od ulicy. Jak również wieszanie ubrań na gwoździu i słuchanie wszystkich odgłosów dobiegających z łazienki. I dekorowanie ścian równymi przestrogami. pobożnymi i radosnymi, a czasem lekko nieprzyzwoitymi. 
Wyobrażała sobie siebie pracującą w stołówce. (...) Zablokowana przez parowe podgrzewacze, przez fartuch, przez ciężką, przyzwoitą pracę, której nikt nie powinien się wstydzić, przez publicznie ogłoszoną inteligencję i biedę. Chłopcom prawie uchodzi to na sucho. Dla dziewcząt jest fatalne. Ubóstwo u dziewcząt nie jest pociągające, chyba że w połączeniu z uroczym rozmemłaniem, głupotą. Inteligencja nie jest pociągająca, chyba że w połączeniu z elegancją; klasą. 
Dzieci nie przepadają za ubogim, malowniczym, cygańskim życiem, mimo że później będą twierdziły, że je cenią, z najrozmaitszych powodów. 
Opowiadania Alice Munro to drukowany dowód na to, że wcale nie trzeba pisać o rzeczach niezwykłych, żeby tworzyć dobrą literaturę.


3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że znajdę którąś z książek Munro dzisiaj pod choinką, bo jesteś kolejną osobą, która sprawia, że mam ochotę zapoznać się z jej twórczością. Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie muszę to napisać: świetna nazwa na bloga! :D Bardzo mi się podoba :)

    Lubię opowiadania Alice Munro, skusiły mnie do wejście tutaj.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń