Członkowie rodziny to osoby, które najbardziej nas kochają i jednocześnie potrafią zamienić nasze życie w piekło. Jedno wcale nie wyklucza drugiego. Rodzina zawsze pomoże, ale nigdy nie zapomina. Nawet upokarzających momentów z naszego dzieciństwa. I nie da się tego zamieść pod dywan, bo ciotki uwielbiają roztrząsać sprawy innych przy rodzinnych stole. Nie ma tu miejsca na dyplomację, wszyscy za dobrze się znają. Jeśli rodzinne spotkania już od czasów dzieciństwa budzą w was przerażanie, koniecznie obejrzyjcie "Sierpień w hrabstwie Osage".
Rodzina Westonów z pozoru niczym się nie wyróżnia, dwie dorosłe córki wyprowadziły się z domu, jedna została, żeby opiekować się rodzicami. Choć płynie w nich ta sama krew, siostry to trzy zupełnie różne typy charakterów. Barbara (Julia Roberts) jest ulubienicą tatusia, najzdolniejszą i najbardziej zaradną. Po matce odziedziczyła cięty język i nie tylko. Choć sama przed sobą nie chce się do tego przyznać, ma w sobie znacznie więcej z Violet Weston (Meryl Streep). Choćby to, że woli być nieszczęśliwa niż okazać słabość czy przyznać się do błędu. Dlatego ukrywa przed rodziną separację z mężem (Ewan McGregor) i konflikty z nastoletnią córką (Abigail Breslin). Karen (Juliette Lewis) też oszukuje, najbardziej samą siebie. Wiążąc się z kolejnymi nieodpowiednimi facetami, wmawiając sobie, że znalazła miłość życia. Ivy (Julianne Nicholson) jest z tej trójki najbardziej cicha i wrażliwa, ale nawet ona powoli ma dość. Też chciałaby mieć coś z życia, a utknęła w hrabstwie Osage. Pewnego dnia ojciec (Sam Shepard) znika. Rodzina będzie musiała stawić sobie czoła, a cierpiąca na raka i uzależniona od leków Violet tego nie ułatwi. Na scenie pojawią się jeszcze: wyżywająca się na swoim bezrobotnym synu ciotka Mattie Fae (Margo Martindale), wujek Charles (Chris Cooper) oraz zdominowany przez matkę Mały Charles (Benedict Cumberbath).
"Sierpień w hrabstwie Osage" powstał na podstawie sztuki Tracy'ego Lettsa o tym samym tytule, za którą autor otrzymał Nagrodę Pulitzera. Tę teatralność można wyczuć niemal w każdej sekundzie filmu. Fabuła opiera się na błyskotliwych dialogach, a nagromadzenie emocji i gęsta atmosfera muszą w końcu doprowadzić do wybuchu. Sceniczna forma narzuciła się też najwyraźniej aktorom. Odgrywają oni swoje role z ekspresją, której bliżej jest do teatralnej sceny niż hollywoodzkiego filmu. Najbardziej pofolgowała sobie Meryl Streep, której postać jest tak wyrazista, że aż momentami męcząca. Tym razem popisuje się południowym akcentem rodem z Oklahomy. Talent Meryl Streep do naśladowania sposobów mówienia innych osób jest czymś, czemu chyba nigdy nie zdołam się nadziwić. Tak naprawdę cały film jest jednym wielkim popisem aktorstwa z najwyższej półki. Fenomenalnie wypada Julia Roberts, od której kreacji nie można oderwać wzroku. Warto też zwrócić uwagę na bardzo dobry występ Julianne Nicholson czy na już dorosłą Abigail Breslin, którą wielu zapewne pamięta jako trzylatkę na rękach Mela Gibsona w "Znakach". Dziewczyna rozpoczęła karierę z przytupem, otrzymują w wieku dziesięciu lat nominację do Oscara za drugoplanową rolę w "Małej Miss". Wymogom teatralności podporządkowali się nawet charakteryzatorzy, ograniczając swoją ingerencję do minimum. Dzięki temu możemy oglądać na twarzach aktorów czyste emocje, nieosłonięte grubą warstwą makijażu. Nie przejmujcie się, jeśli nic wam nie mówi nazwisko reżysera, bo to dopiero drugi w jego karierze film kinowy. John Wells nie miał wcześniej czasu na takie rzeczy, przez piętnaście lat był bowiem reżyserem, scenarzystą i producentem serialu "Ostry dyżur". Na szczęście już z tym skończył i może uda mu się jeszcze nakręcić coś dobrego.
Bohaterów "Sierpnia w hrabstwie Osage" łączą iście fascynujące więzi. Najlepiej widać to choćby w stosunkach Barbary z mężem. Nie przestali przecież się kochać, po prostu nie mogą już ze sobą wytrzymać i cały czas się ranią. Niektóre kąśliwe uwagi mają zamaskować prawdziwe uczucia, niektóre po prostu stały się już częścią codziennej rutyny. Członkowie tej rodziny po prostu nie potrafią przestać. I chyba właśnie obnażenie tego mechanizmu jest największym osiągnięciem Lettsa. Kochać się to jedno, ale przebywać ze sobą i nie wywoływać awantur to zupełnie inna rzecz. Przed członkami rodziny nie chronią nas mury społecznego konwenansu. A przebywanie z kimś pod jednym dachem przez lata sprawia, że nie zdołamy ukryć nawet najbardziej paskudnych cech naszego charakteru. Pytanie tylko, co wygra. Chęć ulżenia sobie i odniesienia chwilowego triumfu czy strach przed samotnością? Prym w uprzykrzaniu innym życia wiodą tu niestety kobiety. To one wyciągają trupy z szafy, ale też są spoiwem, bez którego wzajemne więzy zostałyby zerwane. Mężczyźni u Westonów są wycofani, zamiast konfrontacji wybierają ucieczkę od problemów; w alkohol, w nowy związek albo nawet w samobójstwo.
Ważnym elementem filmu jest też wszechobecny upał. Niemal czujemy to stojące i ciężkie powietrze, które tylko potęguję gęstą atmosferę przy rodzinnym stole. Klimat i otaczające krajobrazy pełnią jeszcze jedną ważną funkcję, są niezmienne. Nieważne, czy ktoś umrze, czy też straci miłość swojego życia. Świat pozostanie taki sam, nie drgnie ani jedno źdźbło trawy. I to akurat dodaje całej historii realizmu.
źródło: filmweb.pl |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz