Żadne miasto nie odbierze już Sandomierzowi tytułu polskiej stolicy kryminalnej, odkąd do ojca Mateusza dołączył Teodor Szacki. Stara część miasta pięknie też prezentuje się na ekranie, niestety jest dość mała i wkrótce może zabraknąć miejsca na kolejne trupy w szafie. Nie żeby moda na niewielkie miejscowości mi się nie podobała. Wręcz przeciwnie, chyba za dużo już razy na kinowym ekranie widziałam Pałac Kultury i Most Poniatowskiego. A jeśli owe historie mają trzymać poziom Ziarna prawdy, chętnie wybiorę się na wycieczką także na inne polskie prowincje.
Przypadkowy mężczyzna znajduje nagie ciało kobiety. Ciało leży nie byle gdzie, bo przy starej synagodze, w miejscu, w którym kiedyś znajdował się żydowski cmentarz. Ktoś podciął denatce gardło nożem tradycyjnie używanym do uboju rytualnego. I już wiemy, że motywów tej zbrodni trzeba będzie szukać w lokalnej historii z czasów II wojny światowej lub zaraz po niej. Filmów i książek poruszających tematykę stosunków polsko-żydowskich było w ostatnich latach wiele i większość odniosła sukces. Dlatego za każdym razem zastanawiam się, dlaczego autor lub reżyser zdecydował się wykorzystać właśnie takie wątki. Te mroczne czasy ciągle poruszają wyobraźnię? A może jednak liczył, że tak łatwiej będzie zyskać rozgłos? I nie mówię tu wcale o tych nielicznych oburzonych, którzy wyleją trochę jadu na internetowych forach, ale o całej rzeszy nieoburzonych, którzy będą mogli poczuć się lepsi, mądrzejsi i nowocześni tylko dlatego, że takich poglądów nie podzielają. Od dawna wiadomo, że nic tak nie sprzedaje produktu jak połechtanie ego konsumenta. Może moje mieszane uczucia wynikają z faktu, że ciężko mi zgodzić się z wizją świata Miłoszewskiego, a najwięcej żółci, na którą tak utyskuje ustami swoich bohaterów, dostrzegam u malkontentów wiecznie narzekających na swoich rodaków, ich rzekomą małostkowość i zaściankowość czy nawet złe polskie filmy. Tylko poczucie humoru autora sprawia, że fabuła nie staje się przez to ciężka i niestrawna.
Borys Lankosz wykonał naprawdę niezłą rzemieślniczą pracę, przez co Ziarno prawdy sprawdza się jako kino gatunkowe. Wysoki poziom nie oznacza tutaj szczególnej oryginalności, ale dobrze rozegrane zwroty akcji i odpowiednio zbudowane napięcie sprawiają, że widz chce grać w tę grę, nawet jeśli prawdziwe morderstwa nie bywają zwykle tak zawiłe i wyrafinowane. Bohater też wydaje się znajomy. Inteligentny, lecz arogancki i oczywiście rozwiedziony. Prokurator Teodor Szacki nie odbiega od gatunkowego stereotypu. Mimo to na policyjne trio w wykonaniu Roberta Więckiewicza, Jerzego Treli i Magdaleny Walach naprawdę miło się patrzy. Aktorsko odstaje nieco Aleksandra Hamkało, której znów udało się pokazać tylko biust (choć godny wszelkich zachwytów). Nie zachwyciło mnie za to rozwiązanie zagadki, które nijak nie uzasadnia rozkręcenia tej polsko-żydowskiej machiny i przywołania duchów przeszłości. Jeśli już chce się straszyć Żydami mordującymi niewiniątka, to niechaj to dokądś prowadzi.
Film bardzo mi się podobał, wreszcie scenariusz trzymający się kupy. Zastanawia mnie tylko jedno - faktycznie są w Polsce regiony, gdzie legenda Żyda zjadającego dzieci jest nadal żywa? Przyznam szczerze, Żydzi jako fragment kultury i życia codziennego w Polsce kojarzą mi się tylko z czasami przedwojennymi i samą wojną. W moich stronach temat nie istnieje.
OdpowiedzUsuńWłaśnie stąd wynikają moje wątpliwości odnośnie do wykorzystania tego motywu i w ogóle do obrazu naszego społeczeństwa w twórczości Miłoszewskiego. Mam wrażenie, że autor chciał połechtać ego jakiejś części tego społeczeństwa (takich ludzie poznałam w Warszawie całkiem sporo), która uważa, że "Polacy ogólnie są głupi i zaściankowi". I chyba mu się udało, bo w internecie znajduję mnóstwo pozytywnych komentarzy, jakie to spostrzeżenia autora mają być trafne. Tymczasem sama pochodzę z niewielkiej miejscowości w województwie świętokrzyskim , które też ma przecież czarne karty historii (pogromy były choćby w Kielcach), ale dziś już mało kto o tym mówi poza kartami historycznych książek. Bo Żydów po prostu od dziesiątek lat tam nie ma. W moim mieści zachowała się synagoga, w której - odkąd pamiętam - jest sklep z RTV i AGD, co akurat zawsze uważałam za widok bardzo smutny i pewnie chętniej widziałabym tam odrestaurowany obiekt do zwiedzania. W mojej rodzinie znajdą się może ze dwie osoby, które potrafią powiedzieć z potępieniem "A to Żydówa!", to kobiety, których młodość przypadła właśnie na okres międzywojenny i skończyły ledwie kilka klas szkoły podstawowej, ja mogę im to wybaczyć. Ale nawet one nie wierzą w żadne mordowanie niemowląt przez Żydów. Gdzie jest zatem ta Polska, którą opisuje Miłoszewski? W Sandomierzu? Wątpię, do Sandomierza jest od mojej rodzinnej miejscowości całkiem niedaleko i tylko z prasy wiem, że rzeczywiście w tamtejszej katedrze był rzeczywiście kiedyś problem z kontrowersyjnym obrazem. Zastanawiano się, czy go zniszczyć, czy oddać do muzeum. I to podobno miało Miłoszewskiego zainspirować, nie sądzę jednak, żeby większość mieszkańców Sandomierza rzeczywiście się tym przejęła.
Usuń