Zwykle o "Bolało jeszcze bardziej" Lidii Ostałowskiej mówi się jako o opowieści o Polsce B. Nie jest to do końca prawdą, wybór reportaży nie pokrywa się bowiem ze znanym nam z historii podziałem, ani nawet z mapą obszarów biedy. Gdyby patrzeć na te reportaże tylko jak na historie o biedzie, kilka z nich kompletnie nie pasowałoby do reszty. To raczej opowieść o tym, co chciałoby się zamieść pod dywan i za nic nie pokazywać zagranicznym turystom. O sprawach wstydliwych i bolesnych, czasem medialnych, ale nigdy do końca niezrozumianych.
"Bolało jeszcze bardziej" to zbiór dwunastu reportaży powstałych na przestrzeni 14 lat. Rzeczywiście tym co od razu uderza w książce jest bieda. I to nie tylko bieda jako stan materialny, ale także stan ducha. Pewne odrętwienie, niemożność zmiany. Bieda jest wręcz chorobą, z której potrafią się otrząsnąć tylko najsilniejsi psychicznie. Większość odziedziczy ją po rodzicach i stopniowo pogrąży się w beznadziei. Czy to w byłym pegeerze w Przerośli Gołdapskiej, czy na łódzkich Bałutach czuć tę samą niemoc. Bo przecież każdy chciałby lepiej żyć, ale tylko nieliczni będą się uczyć czy pójdą do pracy. Innych poczucie frustracji pchnie do przemocy czy kradzieży. Jeszcze inni będą szukali zapomnienia w alkoholu i na deskach wiejskich dyskotek. Zaletą tej książki jest to, że autorka nie ocenia swoich bohaterów. W takich momentach naprawdę widać warsztat reportera. Czy powstrzyma się od komentarza? Czy da radę nie pokazywać, co sam o tym myśli? Ostałowska pozwala mówić bohaterom, ich własnym językiem, nieskładnym, pełnym błędów. Chyba najbardziej poruszającym był dla mnie reportaż "Z tatą" - opowieść kobiety przez lata molestowanej przez ojca. Niczego poza tą opowieścią nie trzeba, jest tak autentyczna, że i tak odbiera mowę każdemu, kto jej wysłucha. Czasem na podstawie relacji bohaterów nie sposób ustalić, co tak naprawdę się wydarzyło. Tak jak w przypadku rodziny z Wrotnowa. Kto zabił znalezione na strychu dzieci? Matka? Teściowa? A może jeszcze ktoś inny? Mamy tylko różne wersje, każdy ma swoją prawdę i może nawet w nią wierzy.
Ostałowska sięga też po głośne sprawy, jak samobójstwo Magika z Paktofoniki czy nieśmiertelny od lat w mediach temat aborcji. Choć ten ostatnio tekst akurat najmniej mi się w całej książce podobał. Bardzo cenne są fragmenty listów nadesłanych przez kobiety, które dokonały aborcji. Wyjaśniają przyczyny, niektóre żałują, niektóre miały nawet myśli samobójcze, inne nie żałują wcale i uważają, że to była dobra decyzja. Chyba wolałabym, żeby autorka podążyła tym tropem, powiedziała mi więcej o tych kobietach. Ostałowska zwraca się jednak do ekspertów, gadających głów, które niewiele wnoszą. Jedni będą oceniać moralność czynu, inni skarżyć się, jakim zacofanym krajem jest Polska, a jeszcze inni ustalać z precyzją do kilku dni, kiedy mamy do czynienia z płodem, a kiedy już z dzieckiem. Czy to naprawdę cokolwiek wnosi? Czy tym kobietom naprawdę będzie lżej, będą żałowały mniej lub bardziej, jeśli przesuniemy ten termin o tydzień albo zmienimy terminologię? Moim zdaniem wprowadzenie takich wypowiedzi, nawet wbrew intencji autorki, przesuwa ciężar sporu z ludzkiego dramatu na pustą, ideologiczną szarpaninę. To tylko dowodzi, jak bardzo grząskim dla reportera tematem są głośne i medialne problemy społeczne. Media często idą na łatwiznę, zwłaszcza te elektroniczne czy drukowane wychodzące codziennie. Tym najbardziej brakuje czasu na dokopywanie się do sedna sprawy. Eksperci są wygodni w użyciu, łatwo dostępni, chętnie się wypowiadają i do tego robią to pełnymi zdaniami. Wiadomo, że jak jest problem X to istnieje szereg fundacji, które się nim zajmują. Jeden telefon i już mamy wypowiedź. Naukowcy też są mile widziani, któryś ze stale bywających w mediach socjologów czy psychologów na pewno problem skomentuje, może nawet podeprze swoją wypowiedź jakimiś statystykami. Prawdziwą sztuką jest jednak dotrzeć to tzw. zwykłego człowieka, który naprawdę coś przeżył. Nie wypowiada się tak sprawnie, trudno z jego chaotycznych słów wybrać okrągłe zdania pasujące do reszty materiału, czasem może w ogóle nie chce mówić. Ale właśnie takich opowieści szukam czytając książki znanych i cenionych reporterów.
Znacznie lepiej Ostałowska radzi sobie z problemem antysemityzmu na podstawie konfliktu pomiędzy łódzkimi klubami: Widzewem i ŁKS-em. Autorka świetnie tu uchwyciła paradoksalność i nielogiczność antysemityzmu kiboli, który nie jest przecież skierowany przeciw prawdziwym Żydom czy Izraelowi. Takich Żydów kibice nawet nie widzieli na oczy. To przeciw czemu? Negatywnym cechom, które ich zdaniem uosabia słowo żyd. Kształtowanie się ludzkich poglądów to naprawdę tajemniczy proces!
Chyba największą zaletą reportaży Ostałowskiej jest to, że zostają w głowie i zmuszają do myślenia. Weźmy tekst o żołnierzach UPA pochowanych na polu w Birczy pod Przemyślem. Mieszkańcy mają glosować, czy zgadzają się na ich ekshumację i powtórne pochowanie na cmentarzu. Niby już tyle lat minęło, a ludziom należy się normalny pochówek. Ale z drugiej strony rany wciąż bolą. Łatwo nazwać protestujących mieszkańcy Birczy zaściankowymi. Tylko jak my byśmy się zachowali, gdyby to nasi bliscy wtedy zginęli? Możemy sobie co najwyżej spróbować wyobrazić, jak bardzo musiało to boleć.
źródło: www.czarne.com.pl |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz