Obejrzałam wczoraj fajny thriller polityczny. Od razu po powrocie z kina usiadłam przed monitorem, żeby sprawdzić, co się o "Układzie zamkniętym" mówi w sieci. I nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Dziennikarze "Newsweeka" prześwietlili niemal całą listę płac, szukając zależności, układów i spisku mającego na celu wpłynięcie na toczące się postępowanie wobec krakowskich biznesmenów, których historia była inspiracją do powstania filmu. "Krytyka polityczna" poszła jeszcze dalej. Z tekstu "List otwarty do lemingów" (sic!) możemy się dowiedzieć, że film propaguje konserwatywną wizję świata, ma umacniać pozycję Prawa i Sprawiedliwości, a podkopywać Platformę Obywatelską. Dziennikarzom wcale nie przeszkadza fakt, że akcja filmu toczy się w 2003 roku, czyli w czasach, kiedy jeszcze ani PiS, ani PO nie liczyły się na scenie politycznej (u władzy było wtedy SLD). To musi być bardzo trudne, kiedy nawet do kina nie można sobie pójść, bo nam się od razu wszystko z polityką kojarzy. Zastanawiam się, czy autorzy powyższych tekstów sami mają problemy z odróżnianiem filmowej fikcji od rzeczywistości, czy po prostu uważają polskich widzów za tak ograniczonych. Może ich zdaniem przeciętny zjadacz chleba nie wie, co to jest film fabularny i będzie przekonany, że ogląda dokument? Owszem, film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach. Podobną informacją uraczyło już widzów wielu producentów horrorów i wcale nie przeszkodziło im to w łamaniu wszelkich praw biologii, fizyki czy zdrowego rozsądku. Moim skromnym zdaniem przeciętny widz jest świadom, że film zainspirowany prawdziwą historią nie przedstawia jota w jotę autentycznych wydarzeń. Prawdopodobnie wie też, że film rządzi się swoimi prawami i pewne sytuacje mogą być w nim przejaskrawione. Zresztą twórcy wcale nie próbują udawać, że stworzyli dokument. Nie bez powodu akcja została przeniesiona na drugi koniec Polski. To wszystko jednak nie oznacza, że poruszane problemy nie są ważne i aktualne.
źródło: filmweb.pl |
"Układ zamknięty" to film, po obejrzeniu którego wielu przedsiębiorców obudzi się w nocy z krzykiem. Oto ziścił się najgorszy koszmar biznesmena. Ledwo jego firma odniosła sukces, skarbówka zaczyna węszyć i szukać dziury w całym. Było już kilka firm w historii III RP, które takiej nadgorliwości nie przetrwało. Ale w przypadku NAVAR-u jest jeszcze gorzej. Ostrzy sobie na niego zęby nie tylko naczelnik Urzędu Skarbowego Mirosław Kamiński (Kazimierz Kaczor), ale i jego wieloletni przyjaciel prokurator Andrzej Kostrzewa (Janusz Gajos). Sprawę pogarsza fakt, że jeden z założycieli firmy, programista Piotr Maj (Robert Olech) jest wnukiem profesora, do usunięcia którego z uczelni doprowadzili dwaj wymienieni wyżej panowie, w czasach kiedy zaczynali swoje kariery w PZPR. Gdyby młody Maj opublikował wspomnienia dziadka, mógłby Kostrzewie poważnie zaszkodzić. Prokurator zleca zajęcie się sprawą swojemu podwładnemu, karierowiczowi Kamilowi Słodowskiemu (Wojciech Żołądkiewicz). Pętla zaczyna się zaciskać. Wkrótce do domów biznesmenów wpadną zamaskowane oddziały komandosów.
"Układ zamknięty" to film oszczędny w środkach, momentami brutalny. Reżyserowi Ryszardowi Bugajskiemu świetnie udało się oddać uczucie bezsilności wobec władzy i układu. Niektórzy porównują ten film do "Psów" Pasikowskiego i faktycznie można znaleźć wiele podobieństw. Janusz Gajos po raz kolejny pokazuje, że jest dobrym aktorem i świetnie sprawdza się w roli czarnych charakterów. Postać Kostrzewy jest intrygująca, scenarzyści zostawili bowiem miejsce na cień wątpliwości co do motywów kierujących prokuratorem. Trzej zatrzymani biznesmeni (w tych rolach Przemysław Sadowski, Jarosław Kopaczewski i wspomniany już Robert Olech) nie są do końca kryształowi, ale mimo to czujemy jak bezradnymi ofiarami systemu się stali. W filmie znalazło się też miejsce na pozytywną wizję mediów. Biznesmenom i ich rodzinom pomaga bowiem poszukujący prawdy dziennikarz telewizyjny (Krzysztof Ogłoza). Dlaczego pozytywną? Po pierwsze dziennikarz ma na tyle dużo czasu, że może porządnie przygotować się do materiału i sprawdzić wszystkie wątki. Po drugie ma ku temu środki. Po trzecie temat przestępstwa gospodarczego interesuje kogokolwiek nawet kila miesięcy po aresztowaniu podejrzanych i nie spadł na rzecz newsa o tym, że Natalia Siwiec pokazała biust. Przy tym wszystkim fakt, że szef dziennikarza okazuje się częścią układu i reporter musi pokazać swój materiał w innej stacji, nie wydaje się wielką przeszkodą.
Nie tak dawno obejrzałam amerykański thriller polityczny o podobnej tematyce "Broken City" (po naszemu "Władza"). I muszę przyznać, że nasza produkcja wypada dużo lepiej. Wcale nie uważam, żeby było to coś niezwykłego. Dobrych i złych filmów zagranicznych jest średnio tyle samo co polskich. Siłą "Broken City" również był dobry aktor w roli czarnego charakteru, Russell Crowe wcielił się w postać skorumpowanego burmistrza Nowego Yorku Nicholasa Hostetlera, który także postanowił się wzbogacić korzystając z przywilejów swojego stanowiska. W tym celu wykorzystał prywatnego detektywa, a byłego policjanta, Billy'ego Taggarta (Mark Wahlberg). Twórcy filmu wpadli jednak w pewną pułapkę. Detektyw przez cały film odkrywał intrygę, której przeciętnie inteligentny widz domyślił się już na samym początku. Scenarzyści "Układu zamkniętego", Mirosław Piepka i Michał S. Pruski, wybrnęli z tego problemu obronną ręką, czyniąc z czarnego charakteru centralną postać filmu. Zamiary Kostrzewy są znane, a mimo to film trzyma w napięciu. Po prostu do końca nie jesteśmy pewni, czy prokuratorowi uda się dopiąć swego.
Mam film w planach, z jednej strony obnaża nasze realia, z drugiej ... z drugiej przeraża właśnie tym, ze oparty jest na rzeczywistości
OdpowiedzUsuńMasz nowego czytelnika :D Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. :)
Usuń