piątek, 12 kwietnia 2013

"Młode Chiny" Krzysztof Kardaszewicz


Z noty biograficznej na okładce możemy się dowiedzieć, że Krzysztof Kardaszewicz jest reporterem, pasjonatem filmu, podróży, języków obcych i niekończących się opowieści o przemianach w Azji i Ameryce Południowej. I że cztery lata mieszkał w Chinach, gdzie uczył angielskiego i był dziennikarzem "Asia Weekly". To już naprawdę dobry początek. Człowiek, który mieszkał i pracował z Chińczykami ma zapewne o nich więcej do powiedzenia, niż ktoś kto tylko spędził tam wakacje.

Kardaszewicz jest autentycznie zafascynowany Chinami, ta fascynacja aż bije z kart tej niewielkiej książeczki. I jest naprawdę zaraźliwa. Książkę czytałam z podobnym entuzjazmem, z jakim została napisana. Autor ma też niezły zmysł obserwacji. Oddaje głos swoim bohaterom, żeby potem wyciągnąć naprawdę interesujące wnioski na temat całego pokolenia. Młodzi Chińczycy to u Kardaszewicza wyjątkowo zagubione pokolenie. Przy ich transformacji nasza była jak bułka z masłem. Rodzice młodych Chińczyków pamiętają jeszcze szaleństwo rewolucji kulturalnej czy wielki skok za czasów Mao. Wychowywali się w czasach głodu i niedostatku. Dlatego całą swoją nadzieję pokładają w dzieciach, wychowanych już w nowych czasach, w których Chiny stały się czołową gospodarką świata. Na domiar złego większość młodych to jedynacy. Ogrom pokładanych w nich nadziei jest brzemieniem popychającym niektórych nawet do samobójstwa. Chińczycy mówią też o braku wartości, szalonym konsumpcjonizmie. Partia komunistyczna zrobiła co mogła, żeby zniszczyć stare wartości, jak taoizm czy konfucjanizm, ale nie zaproponowała nic w zamian. Z "Młodych Chin" wyłania się obraz pokolenia gnającego w szalonym tempie, ale bez wyraźnie nakreślonego celu. Widzimy ludzi, których dzieciństwo i młodość upłynęły na wkuwaniu do morderczego egzaminu gaokao, czyli chińskiej matury. Na tym jednak wyścig się nie kończy, Chiny to kraj przeludniony, co skutkuje ogromną konkurencją zarówno na studiach, jak i na rynku pracy.

Autor bardzo zgrabnie podzielił książkę na tematyczne rozdziały, z których poszczególne dotyczą stosunku do przeszłości, daremnych poszukiwań miłości, edukacji, emigracji czy stosunku do cudzoziemców. Trzeba jednak przyznać, że Kardaszewiczowi dużo brakuje do mistrzów reportażu. Nie udało się ukryć pewnej niezręczności językowej. I tak w jednym akapicie autor sili się na górnolotne wyrażenia, pisząc: "Ci, którzy chcieliby czegoś więcej niż chleba i igrzysk, najczęściej tlą się bezsilnym gniewem". Żeby już w następnym akapicie ostrzegać, co robić, "żeby nie przegiąć pały". Autor miesza styl literacki z mówionym niczym twórcy nagłówków w portalu Onet. Efekt jest co najmniej humorystyczny. Zwykle, jeśli książka jest napisana złym stylem, potrafi mnie to zniechęcić nawet do tego stopnia, że porzucę czytanie. Tu nie jest aż tak źle, ale mogłoby by być lepiej. Chciałabym zaapelować do Wydawnictwa Homini o zatrudnienie dobrego edytora, naprawdę szkoda psuć takie ciekawe książki złym stylem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz