sobota, 20 lipca 2013

Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie?


Wyspa Pitcairn to zaledwie cztery kilometry kwadratowe na Oceanie Spokojnym, najdalej wysunięte terytorium zamorskie Wielkiej Brytanii. Kiedyś na tej bezludnej wysepce wylądowali buntownicy z Bounty wraz z grupą porwanych tahitańskich kobiet i mężczyzn. Pierwsza gazeta z reszty świata dotarła tu w 1921 roku. Przez lata Pitcairn było uznawane za raj na ziemi. Kościół Adwentystów Dnia Siódmego (jedyny na wyspie) wydał nawet broszurkę zachwalającą bogobojny styl życia mieszkańców. W 2004 roku na tym wizerunku nie tyle pojawiła się rysa, co rozsypał się on w drobny mak. Na ławie oskarżonych zasiadło siedmiu mieszkańców, między innymi były burmistrz. Zarzucono im 55 przestępstw seksualnych, w tym gwałty na kilkuletnich dziewczynkach. Autor książki "Jutro przypłynie królowa", Maciej Wasilewski, był jednym z niewielu obcokrajowców, któremu udało się przedostać na wyspę.

Z Wasilewskiego będą ludzie. Ma te wszystkie cechy, jakie powinien posiadać dobry reporter. Potrafi dozować informacje tak, żeby jak najlepiej wprowadzić czytelnika do opisywanego świata. Pisze tyle, ile powinien i ani słowa więcej. Dostrzega detale istotne dla zrozumienia bohaterów i dobrze mu idzie budowanie napięcia. Całą historię poznajemy we fragmentach, ale ich kolejność nie jest przypadkowa. Równolegle z historią wyspy autor opowiada nam o losach Veroniki, która oczywiście nie jest Veroniką. Kobieta uciekła z wyspy i próbuje ułożyć sobie życie, ale patrząc na jej zachowanie w codziennych sytuacjach, szybko zdajemy sobie sprawę, jak bardzo poranioną ma duszę. Świetnie obrazuje to fragment o adopcji psa:

Veronika tuli szczenię do piersi.
- Zobacz, jaka śliczna, całkowicie zależna ode mnie. Nazwę ją Fifi.
- Ufa tobie.
- Jest zbyt łatwowierna. Je mi z ręki, a przecież mogłabym jej podać truciznę.
- Dlaczego miałabyś ją karmić trucizną?
- Przepraszam, nie złość się. Jestem taka głupia! Czasem miewam niestosowne myśli, tracę kontrolę. Mówię coś, a potem tego żałuję. W głębi serca czuję co innego. Gdybyś wiedział, ile mnie kosztuje bycie normalną...
No właśnie, po co krzywdzić zależne od nas bezbronne stworzenie? Veronikę krzywdzili, chociaż też była mała i bezbronna. Ciężko sobie nawet wyobrazić, jak musiały się czuć kobiety na wyspie. Zwykle jest tylko jeden oprawca, tutaj każdy mógł być zagrożeniem. W domu gwałcił kuzyn albo wuj, w szkole trzeba się było bać nauczyciela, a i po drodze do domu łatwo kogoś spotkać. Na Pitcairn są tylko cztery kilometry dróg, naprawdę nie ma dokąd uciekać. Wasilewski próbuje wniknąć nie tylko w psychikę ofiar, ale i oprawców. Kim byli? Jaką pozycję mili w społeczności? Jak proces zmienił ich życie? Autor dość surowo ocenia też udział Wielkiej Brytanii w całej sprawie, która gdyby mogła pewnie zamiotłaby całą aferę na Pitcairn pod dywan. Dość łagodne wyroki wzburzą nawet najbardziej miłosiernego czytelnika.

Pitcairneńczycy dostali obrońcę z urzędu. Został nim Paul Dacre. To on najprawdopodobniej namówił Garwooda do złożenia zeznań i okazania skruchy. Podobno było to tak:
- Ty dokonasz wyboru, Garwood. Możesz kiblować tu albo w Anglii. Wiesz, co się dzieje z amatorami dziecięcych spódniczek w Anglii?
- Powinieneś go posłuchać, Garwood. On chce uratować ci życie.
Gwałciciele nie byli tak łaskawi wobec swoich ofiar. Gdzieś na drugim biegunie jest postawa reprezentowana przez pewnego profesora matematyki na Uniwersytecie w Zurychu, który mówi: "To nie nasza sprawa. Uwarunkowania kulturowe". Wielu ludzi Zachodu szczyci się takim multikulturowym podejściem, trudno jednak nie mieć wrażenia, że czasem to tylko usprawiedliwienie umycia rąk i przyzwolenia na zło. Na szczęście autor "Jutro przypłynie królowa" nie wpada w pułapkę oceniania bohaterów, bardziej go interesuje, jak funkcjonuje społeczność po tym wszystkim. Nigdy nie ufano tu obcym, wielu uznało zeznające w procesie kobiety za zdrajczynie wspólnoty. Nie znajdziemy tu odpowiedzi na pytanie, czy wyspa może powrócić do normalności. Możemy się jedynie domyślać, że będzie to bardzo ciężkie zadanie. To ciągle tylko cztery kilometry kwadratowe lądu, który musi pomieścić zarówno oprawców jak i ofiary.

"Jutro przypłynie królowa" to też pytanie o naturę dobra i zła. Nie bez powodu w książce znajdziemy cytaty Jana Jakuba Rousseau i Rene Descartes'a. Autor zadaje pytanie, z którym od wieków zmagają się filozofowie: człowiek rodzi się z natury dobry czy zły? Społeczeństwo nas wypacza, czy to właśnie dzięki jego normom człowiek powstrzymuje instynkt, który karze krzywdzić? Czy pozostawieni samym sobie i naturze staniemy się dobrzy, a może jednak źli? Mieszkańcy Pitcairn mogli w końcu sobie stworzyć raj na ziemi, a zgotowali piekło. I wreszcie czym tak naprawdę jest dobro i zło? Czy to pojęcia uniwersalne? A może zależne od okoliczności i norm obowiązujących w danej społeczności? Czy fakt, że wśród Tahitańczyków kontakty seksualne z bardzo młodymi kobietami są normą może usprawiedliwiać to, co my nazywamy pedofilią? I wreszcie, czy ofiara żyjąca w społeczności, w której gwałt jest normą, cierpi mniej? Myślę, że prawda leży gdzieś pośrodku, a sama sytuacja na Pitcairn przypomina nieco to, co dzieje się z ludźmi w czasie wojny. Nagły brak norm w niektórych wyzwala najgorsze instynkty, okazuje się, że jedynym co powstrzymywało daną jednostkę przed mordem i gwałtem był strach przed karą. Ale są też i tacy, którzy będą ryzykować własne życie, żeby pomóc innym. Na wyspie też nie wszyscy gwałcili. Wasilewski porusza również kwestię obciążeń genetycznych. Wyspiarze są w końcu potomkami specyficznych ludzi, agresywnych i porywczych buntowników, z których wielu było kryminalistami. Z drugiej strony tahitańskie kobiety znane są z uległości. Do tego dochodzi kwestia małej puli genów, co sprzyja zaburzeniom psychicznym. Mimo to ciągle nie wszyscy gwałcili. Może wiec dobro i zło to tylko kwestia wyboru? Bo nie uwierzę, że człowiek (o ile oczywiście nie jest klinicznym przypadkiem socjopaty) nie ma w sobie na tyle empatii, czy też sumienia, które nie pozwoliłoby mu zauważyć, że gwałcona dziewczyna tego nie chce. Niektórzy z oskarżonych tłumaczyli się, że seks był dla nich jak jedzenie, byli głodni to brali, nie widzieli w tym niczego złego. Ale czy naprawdę nie widzieli strachu i upokorzenia w oczach tych dziewczynek? Mało co jest tak uniwersalne wśród przedstawicieli różnych kultur jak cierpienie. Po lekturze "Jutro przypłynie królowa" trudno nie zadawać sobie takich pytań i choćby już ten fakt czyni tę książkę wartą przeczytania.

źródło: czarne.com.pl

1 komentarz:

  1. Świetnie napisana recenzja ciekawej książki. Jakiś czas temu czytałam już o niej w "Wyskoich obcasach". Teraz mi przypomniałaś, że powinnam wreszcie sprawdzić, czy jest dostępna w mojej bibliotece.
    Ukłony i pokłony dla wydawnictwa "Czarne".

    Zastanawiasz się: " Bo nie uwierzę, że człowiek (o ile oczywiście nie jest klinicznym przypadkiem socjopaty) nie ma w sobie na tyle empatii, czy też sumienia, które nie pozwoliłoby mu zauważyć, że gwałcona dziewczyna tego nie chce." Człowiek może może i ma, ale mężczyzna? Śmiem wątpić. Obdarzeni empatią faceci należą do wyjątków. :)

    OdpowiedzUsuń