czwartek, 1 maja 2014

AfryKamera 2014


Mandela: Droga do wolności



Filmów o Mandeli było już wiele. Przy okazji kolejnego należałoby zapytać, czy Mandela: Droga do wolności wnosi cokolwiek nowego do historii legendarnego przywódcy RPA. O dziwo tak. Zaskakuje zwłaszcza pierwsza część filmu, w której poznajemy Madelę kobieciarza i niewiernego męża. Człowieka, który do Afrykańskiego Kongresu Narodowego przyłączył się jakby od niechcenia. Potem wszystko wraca już do normy. Im Mandela starszy, tym bardziej pomnikowy. Justin Chadwick, reżyser m.in. Kochanic króla, oraz odpowiedzialny za scenariusze do Gladiatora i Les Miserables Nędznycy William Nicholson stworzyli opowieść, w której znaczną rolę odgrywają kobiety. 

Nelson Mandela (Idris Elba) miał trzy żony. Pierwszą jakby trochę z przypadku i w za młodym wieku. Evelyn Mase (Terry Pheto) była skromną i bardzo religijną kobietą, najważniejsza była dla niej rodzina i nie podobała jej się polityczna działalność męża. Małżeństwo nie trwało długo. Evelyn twierdziła później w wywiadach, że ludzie za bardzo wielbią jej byłego męża, w końcu był on grzesznikiem. Później jednak przyznała, że boży plan może być realizowany rękami tych, którzy sami nie są do końca prawi. * Potem pojawiła się Winnie Madikizela (Naomie Harris). Tę dwójkę połączyła nie tylko namiętność, lecz także podobne poglądy polityczne. To Winnie i jej córki w dużej mierze odpowiedzialne były za sukces polityczny Mandeli. Zbudowały mu zaplecze polityczne i za wszelką cenę próbowały wyciągnąć z więzienia. Kiedy wreszcie się udało, okazało się, że Winnie i Nelson nie potrafią już znaleźć wspólnego języka. On opowiadał się za negocjacjami z Burami, ona za użyciem siły. Trzeciej żony już w filmie nie poznamy. Mandela wziął z nią ślub w dniu swoich osiemdziesiątych urodzin. 

Mandela spędził w więzieniu 27 lat. Został aresztowany na początku lat sześćdziesiątych, a wyszedł w dziewięćdziesiątych. Świat zmienił się w tym czasie nie do poznania. Przetoczyło się kilka rewolucji społecznych i politycznych, dorosło całe pokolenie ludzi. Jak Mandela odnalazł się w nowych czasach? Nie znał własnych dzieci, a miał zostać przywódcą państwa. Tego wątku niestety twórcy filmu już nie poruszyli. Od momentu wyjścia z więzienia filmowa postać Mandeli przegrywa z jego własną legendą. Bohater staje się ojcem narodu, nie miewa chwil słabości i nigdy się nie myli. Może rzeczywiście taki był. Wszyscy jesteśmy po trosze niewolnikami własnego wizerunku. 

Tough Bond



Touhg bond (silna więź) to nazwa kleju niezwykle popularnego w kenijskich slumsach. Jako tani i łatwo dostępny narkotyk pomaga dzieciom ulicy zapominać o codzienności. Na inne więzi, zwłaszcza te międzyludzkie, skazane na marginalizację bezdomne dzieci nie mogą liczyć. Rząd umywa ręce, a międzynarodowe organizacje humanitarne zapewniają tylko doraźną pomoc. 

Twórcy tego filmu dokumentalnego spędzili w kenijskich dzielnicach biedy trzy lata. Zabierają nas w podróż od małej wioski nad jeziorem Turkana, w której jedyną nadzieją rodziny jest wysłanie jednego z dzieci do pracy w mieście, przez przedmieścia niewielkiego miasta Isiolo i trochę większego Meru, aż do Kibery, ogromnych slumsów w Nairobi, jednych z największych na świecie. Poznajemy czwórkę bohaterów - Sinbada, Akai, Petera i Anto - których los był przesądzony już od najmłodszych lat. Sinbad sam wybrał życie an ulicy, woli to niż ciągłe awantury  z nowym partnerem matki. Do domu wraca tylko, gdy zarobi na lekarstwa dla babci. Matka Akai wyjechała do miasta, kiedy ta była jeszcze mała. Ze względu na złe traktowanie przez babcię dziewczyna też uciekła do miasta. Teraz mieszka z Peterem, którego nazywa swoim mężem. Jest wreszcie Anto, banda z Kibery to jego jedyna rodzina. Nie dziwi się, że ludzie boją się zapuszczać w dzielnice slumsów. Sam utrzymuje się z napadów. Zwykle atakuje z potłuczoną butelką w ręku. 

Tough Bond to dokument z tezą. Twórcy winą za los spotkanych dzieci obarczają rozpadające się więzi społeczne. W miastach nie ma już wielopokoleniowych rodzin, które od wieków zapewniały wsparcie osieroconym i najbiedniejszym. Drapieżną urbanizację mogę przetrwać tylko najsilniejsi, dlatego wielu rodziców po prostu porzuca swoje dzieci na ulicy. W slumsach szaleje też HIV i AIDS. W zachodnim świecie zwykło się narzekać na normy społeczne jako na coś ograniczającego wolność jednostki. Może warto czasem spojrzeć na inne części świata i jeszcze raz to przemyśleć? 

Połówka żółtego słońca



Połówka żółtego słońca to ekranizacja powieści Chimamandy Ngozi Adichie, chyba najpopularniejszej dziś nigeryjskiej pisarki, która szturmem zdobyła serca czytelników i krytyków swoją wydaną w 2003 roku debiutancką książką Fioletowy hibiskus. Za ekranizację wziął się inny nigeryjski pisarz Biyi Bandele. Połówka żółtego słońca okazała się najdroższym nigeryjskim filmem w historii, a w jednej z głównych ról obsadzono nominowanego ostatnio do Oscara Chiwetela Ejiofora (Zniewolony. 12 Years a Slave). Efektów nie zobaczą jednak widzowie w Nigerii, gdzie dystrybuowania filmu zabroniła cenzura. 

Po takim wstępnie widz mógłby się spodziewać naprawdę wywrotowych treści. Nic bardziej mylnego. Rzecz rzeczywiście dzieje się podczas nigeryjskiej wojny domowej, zaraz po uzyskaniu niepodległości, ale sama wojna została w filmie potraktowana dość łagodnie. Tytuł Połówka żółtego słońca nawiązuje do Republiki Biafry, proklamowanego przez Ibów państwa w południowo-wschodniej części kraju, które nie przetrwało nawet trzech lat. Nigeryjski rząd nałożył na zbuntowaną republikę sankcję ekonomiczne, nie docierały tam dostawy żywności, zabroniono działać organizacjom humanitarnym. Około miliona osób zmarło z głodu. W Połówce żółtego słońca wojna biafrańska momentami bardziej przypomina niemieckie naloty na Anglię. Chimamanda Ngozi Adichie nie pisze o żołnierzach ani o nizinach społecznych, pisze o środowisku, które najlepiej zna. Sama wychowała się w akademickim mieście Nsukka, jej ojciec był profesorem na tamtejszym uniwersytecie. Bohaterki Połówki żółtego słońca należą do społecznej elity, są córkami bogatego biznesmena. Kainene (Anika Noni Rose) prowadzi interesy ojca, a Olanna (Thandie Newton) właśnie przyjęła propozycję pracy na uniwersytecie. Obie chodzą na przyjęcia, noszą drogą biżuterię, a po Nigerii podróżują samolotami. Kainene wkrótce wda się w romans z Anglikiem Richardem (Joseph Mawle), Olanna przeniesie się do Nsukki i zamieszka zaś ze swoim kochankiem Odenigbą (Chiwetel Ejiofor), którego jej siostra nazywa rewolucjonistą. W pierwszej części filmu wątek obyczajowy zdecydowanie przeważa, przynajmniej do czasu, kiedy wojna siła wedrze się w życie bohaterów. Podczas jednego z zakrapianych alkoholem spotkań młodych intelektualistów Odenigbo stwierdza, że Nigeria to całkowicie wymysł białego człowieka, a mieszkańcy tych terenów nigdy nie znali innej tożsamości niż Ibo, Joruba czy Hausa. Jego słowa znajdą potwierdzenie w scenie na lotnisku Kano, w której zastrzeleni zostaną wszyscy, którzy w dowodzie mają napisane: Ibo. W sytuacji wojennej nikt nie pyta o poczucie tożsamości, stosunek do działań zbrojnych ani co myślimy o Heglu. Liczy się tylko ten wpis w dowodzie. Intelektualista czy rolnik, to już przestaje mieć znaczenie. Europejczycy lubią mówić o "afrykańskich konfliktach etnicznych", ale tak naprawdę świetnie znamy ten problem z własnego podwórka (Co się stało z tamtą klasą?). Chimamanda Ngozi Adichie odkrywa też zaskakującą pozytywną stronę sytuacji wojennej. Postawieni w obliczu zagrożenia życia bohaterowie będą w stanie zapomnieć o dawnych urazach i wyciągnąć rękę na zgodę. 

Połówka żółtego słońca to świetna proza zamieniana w naprawdę niezły film. Historia momentami śmieszy, innym razem wzrusza, choćby wydaję mi się, że to bardziej zasługa autorki aniżeli reżysera, który raczej niewiele wniósł do literackiego pierwowzoru. Piękne zdjęcia i muzyka dodają produkcji nieco hollywoodzkiego rozmachu, który rzadko widuje się w afrykańskiej kinematografii. 



1 komentarz:

  1. Koniecznie muszę obejrzeć film o Mandelii, mój narzeczony wciąż mnie na to namawia :)

    OdpowiedzUsuń