sobota, 2 maja 2015

"Najistotniejszym i naturalnym powołaniem człowieka jest jego doskonalenie się"


Niełatwo przenieść na scenę tak monumentalne dzieło, jak Czarodziejska góra Thomasa Manna. Nie chodzi tu wcale o objętość wyrażoną w liczbie stron i czasie trwania akcji, który obejmuje aż siedem lat, ale o wielość poruszanych wątków. Być może lepszym wyjściem byłoby wybranie tylko jednego lub kilku z nich, tak jak to zrobił z Idiotą Dostojewskiego Andrzej Wajda? Wojciech Malajkat porwał się jednak na całość. Przypuszczam, że widzowie, którzy znali książkowy pierwowzór, lepiej odebrali spektakl. Ja jednak wyszłam z Teatru Syrena nieco przytłoczona mnogością znaczących dialogów, po których nie dano mi ani chwili, żebym mogła się nad nimi zastanowić. Choć spektakl trwał przecież trzy godziny!

W przededniu pierwszej wojny światowej do sanatorium dla chorych na płuca w Davos przybywa Hans Castorp (Patryk Pietrzak). Młody mężczyzna początkowo chce tylko odwiedzić przebywającego tam kuzyna, ale jego własny stan zdrowia zatrzymuje go na dłużej. Czarodziejska góra to miejsce poza światem i poza czasem, w którym życie i śmierć zamieniły się miejscami. To śmierć jest tu przedmiotem plotek, a wyczekiwanie na nią jedynym zajęciem. Przewartościowanie czy przywrócenie kostusze należnego jej miejsca? W czasach Belle époque odsuwano myśli o niej, podobnie jak my czynimy to teraz, zupełnie jakby nie była częścią życia. Bohaterowie sztuki wydali mi się nie tyle ludźmi, co reprezentacjami pewnych idei, z którymi styka się bohater. Najbardziej jaskrawe ideowo są tu oczywiście postacie Leona Naphty (Wojciech Zieliński) i Lodovica Settembriniego (Mariusz Drążek), które nieustannie się ze sobą ścierają. Naphta to jezuita zafascynowany mistycyzmem i złem tkwiącym w naturze człowieka, a przy tym zwolennik ruchów socjalistycznych i rewolucji. Z kolei Settembrini reprezentuje sposób myślenia humanistów i masonów, miłośników klasycyzmu oraz greckiej filozofii. Pierwszy zarzuca drugiemu wspieranie burżuazji i ucisku społecznego, drugi ma pierwszego za wariata. Czarodziejska góra nie sprowadza się jednak do wyboru pomiędzy tymi rozbieżnymi drogami. Jest jeszcze Kławdia Chauchat (Maria Seweryn), wielka miłość Castorpa, która reprezentuje pewien typ życiowej mądrości opartej na intuicji. Jej postać można też interpretować jak prymat emocji nad chłodnym racjonalizmem. Jeśli tak, to kuzyn bohatera Joachim Ziemssen (Antoni Pawlicki) jest jej przeciwieństwem. To człowiek, który na pierwszym miejscu stawia obowiązek i honor. Nie wypada mu bać się śmierci, ale z trudem znosi oczekiwanie na nią. Jest wreszcie i doktor Behrens (Przemysław Bluszcz), dla którego człowiek to tylko zespół komórek. Chłód jego naukowego podejścia ociera się momentami o okrucieństwo. Dla Mynheera Peeperkorna (Daniel Olbrychski) natomiast życie jest różnoznaczne z przyjemnością. Kiedy więc wiek i choroba uniemożliwiają mu udział w Dionizjach, bohater wybiera samobójstwo. W jego przypadku można jednakże mówić o wyborze, podczas gdy Albin (Rafał Mohr) jest już tylko czystym zwierzęcym strachem i popędem. Trudno mi zinterpretować postać Karoliny Stöhr (Aleksandra Justa), która przeważnie tylko histerycznie się śmieje. Nie wiadomo, czy kieruje nią pogarda, czy też rozpacz. Państwo Urianowie pozostają jedynie tłem dla innych bohaterów. 

Czarodziejska góra to spektakl bardzo udany pod względem scenografii i klasycznej oprawy muzycznej przygotowanej przez Grzegorza Turnaua. Sprawdzili się też aktorzy, ci poboczni nawet bardziej przypadki mi do gustu niż odtwórcy głównych ról. Choćby taki Iwo Pawłowski w zaskakującej roli siostry przełożonej. Paradoksalnie najmniej zachwycił mnie Daniel Olbrychski, którego twarz widnieje na plakacie promującym spektakl. Jego rola była dość okrojona, a poza tym mam wrażenie, że widziałam go już w podobnych. Mam też wątpliwości, co do obsadzenia Marii Seweryn w roli Kławdii. To dobra aktorka, ale też bardzo charakterystyczna. Nieważne, jaką postać by akurat odgrywała, ja i tak zawsze widzę Marię Seweryn. To chyba cecha rodzinna. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz