piątek, 30 października 2015

Gdy zmysły zawodzą


Dziś chciałam Wam polecić trzy mało znane filmy, których bohaterowie szybciej lub wolniej tracą zmysły, a reżyserzy robią wszystko, żebyśmy nie mogli zaufać naszym. Plączą, mocą i mieszają wątki, tak że już nie wiadomo, co wydarzyło się naprawdę, a co tylko przywidziało bohaterom. Na temat szaleństwa nakręcono oczywiście obrazy lepsze i bardziej popularne, które z przyjemnością pomijam, bo co to za sens polecać ludziom coś, co już znają. 

Obłąkani

źródło: filmweb.pl

Niech nikogo nie zniechęci tytuł jak z horroru klasy B, to tylko wymysł naszych kochanych dystrybutorów. W oryginale film nosi tytuł Eliza Graves i wzorowany jest na opowiadaniu Edgara Allana Poego System doktora Smoły i profesora Pierza. Scenariusz znacznie odbiega od literackiego pierwowzoru, ale zachowuje jego specyficzne poczucie humoru. Jest rok 1899, do zakładu dla obłąkanych Stonehearst przybywa młody psychiatra z Oksfordu Edward Newgate (Jim Sturgess). Ciągnie go tam chęć odbycia stażu, a także fascynacją jedną z pacjentek, która cierpi na dość częstą w owym czasie wśród kobiet histerię. Ośrodkiem kieruje ekscentryczny doktor Silas Lamb (Ben Kingsley). Adept psychiatrii szybko przekona się, że trafił do prawdziwego domu wariatów. Pacjentów nie leczy się co prawda popularnymi w XIX wieku metodami, jak polewanie lodowatą wodą czy elektrowstrząsy i nawet jadają przy jednym stole z personelem, ale coś tu wyraźnie jest nie w porządku. Lekarze i pielęgniarki zwariowali? A może to Edward Newgate traci zmysły? Tak przewrotnego zakończenia nie powstydziłyby się sam Edgar Allan Poe. Dużym plusem filmu są naprawdę dobre role Bena Kingsleya i Davida Thewlisa. Młodsze pokolenie sprawuje się nieco gorzej, zwłaszcza Kate Beckinsale w roli Elizy Graves, która przeważnie tylko ładnie wygląda. 

Perfect Blue

źródło: subscene.com

Perfect Blue, czy raczej jak głosi oryginalny tytuł Pafekuto Buru (co świetnie odzwierciedla sposób, w jaki Japończycy traktują język angielski), to rzecz nieco starsza i animowana, bo zestawienie bez anime byłoby zestawieniem straconym. Opowieści o gwiazdkach pop bywają zwykle przesłodzone, tu jednak jest mrocznie i krwawo. Młodziutka Mima zdobyła już pewną popularność w girlsbandzie, jednak jej wytwórnia postanawia zrobić z niej aktorkę. Jako że jesteśmy w Japonii, dziewczyna nie ma wiele do gadania. W serialu będzie musiała zagrać kilka odważnych scen, co niekoniecznie spodoba się jej fanom. Wkrótce Mima zaczynie widzieć zjawę dawnej siebie, a w jej otoczeniu dojdzie do serii tajemniczych morderstw. Kto zabija? Psychopatyczny fan? A może sama Mima? Reżyser podsuwa nam aż za dużo możliwych rozwiązań, a zakończenie oczywiście zaskakuje. Gdyby tylko kreska była lepsza, ale w końcu ta produkcja ma już osiemnaście lat. 

Dolores 

źródło: filmweb.pl

Tu mniej jest szaleństwa, całkiem sporo za to kłopotów z pamięcią i oceną, kto tu tak naprawdę jest zły. Z początku Dolores przypomina nieco Misery i nie bez powodu. To kolejna ekranizacja prozy Stephena Kinga, a w roli głównej znów zobaczymy Kathy Bates. Ta jest jednak moim skromnym zdaniem lepsza, bo wiele tu niuansów. Takiego Kinga mogłabym nawet polubić. Kiedy w gwałtowny sposób ginie Vera Donovan (Judy Parfitt), podejrzenia padają na jej wieloletnią opiekunkę Dolores Claiborne, zwłaszcza że mąż bohaterki zginął w równie tajemniczych okolicznościach. Do miasta przyjeżdża córka Dolores Selena (Jennifer Jason Leigh), która nie widziała matki od piętnastu lat. Z tej postaci mógłby być dumny Zygmunt Freud, kobieta jest bowiem chodzącym modelem jego teorii. Pozornie niezależna i utalentowana dziennikarka (pominę złośliwe uwagi na temat różnic w tym, jak wykonywanie tego zawodu wygląda naprawdę, a jak jest zwykle przedstawiany w filmach), która zmienia facetów jak rękawiczki, ale w rzeczywistości całe jej dorosłe życie jest naznaczone piętnem z dzieciństwa, a trauma sprzed lat wyjaśnia wszystkie obecne problemy. Rys psychologiczny jest może nieco toporny, na szczęście nie dostajemy wszystkich informacji naraz. Największym walorem Dolores jest właśnie dawkowanie informacji i manipulowanie osądem widza na temat bohaterów. To naprawdę miła odmiana, kiedy się od początku nie wie, kogo w filmie powinno się lubić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz