czwartek, 20 września 2012

Refleksja nad życiem w oparach alkoholu


Idąc wczoraj do Teatru Powszechnego, nie bardzo wiedziałam, jak to będzie. Spektakl wybrałam dosyć przypadkowo, ot intuicja podpowiedziała mi, że to na ten powinnam pójść. Jedyne co o nim wiedziałam, to że jest oparty na wierszach Marcina Świetlickiego. Mam za sobą lekturę tomików „49 wierszy o wódce i papierosach” i „Muzyki środka” (pierwszy znacznie bardziej przypadł mi do gustu), mimo to nie byłam sobie w stanie wyobrazić, jak ktoś zrobił z nich dramat, wplótł w fabułę, stworzył jakąś spójną całość. A jednak się udało! Spektakl to strzał w dziesiątkę!

Rzecz dzieje się w krakowskiej knajpie przy ulicy św. Jana. Speluna właściwie, bo to jedne z tych barów, w których tylko pije się wódkę. W nim czterech klientów i barmanka. Alkoholik z duszą poety, w tej roli znakomity Sławomir Pacek, który wiersze Świetlickiego deklamuje tak, że aż ciarki przechodzą po plecach. Jest też artysta aspirujący do bycia gejem (Grzegorz Falkowski), który co prawda od Herberta woli Rojka, ale jak się trafi dofinansowanie z urzędu miasta to i do Herberta zrobi nowe, elektroniczne aranżacje. Karierowicz z Warszawy (Piotr Ligienza), który nie zmarnuje okazji, żeby uwiecznić każdą chwilę swojej wizyty w Krakowie telefonem komórkowym i wreszcie stały bywalec baru (Jacek Beler) snujący się po barze i zajęty egzystencjalną refleksją. Nad tym, aby panom nie zabrakło wódki w kieliszkach czuwa barmanka (Maria Czykwin), która z powodu nieszczęśliwej miłości postanawia zatrudnić się w TVN-ie, bo „przecież wszyscy już tam robią”.

Bohaterowie rozmawiają, opowiadają o swoim życiu, czasem siedzą w milczeniu. Zadziwiające  jak postacie sztuki płynnie przechodzą od własnych kwestii do wierszy Świetlickiego. Recytują je przy dźwiękach nowoczesnej muzyki,  czasem (choć rzadko) śpiewają lub rapują. Robią to z niezwykłym ładunkiem emocjonalnym, poezja wciąga, otula widza swoimi mackami, odrywa od rzeczywistości, pokazują ją z innej perspektywy. No właśnie, jakiej perspektywy? Szaleńca? Alkoholika z wyboru? Kogoś, kto w oparach alkoholu znalazł ucieczkę od kariery w korporacji i zakupów w hipermarkecie. Kogoś, kto krzyczy „Nie idź do pracy! Tam czeka cię NIC!”.  Żeby się przekonać, trzeba to przeżyć. Prawdziwe, staromodne katharsis.

źródło: www.powszechny.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz