poniedziałek, 16 marca 2015

Między Danią a Szwecją

Nie polubiliśmy się specjalnie ze skandynawskimi kryminałami w formie pisanej, ale filmy i seriale to zupełnie inna historia. Cenię je za specyficzny klimat, dzięki któremu wypadają znacznie bardziej autentycznie i intrygująco niż choćby ich amerykańskie wersje. Wiele razy zaczynałam oglądać takie serie, jak CSI czy Agenci NCIS, ale bardzo szybko je porzucałam, bo chociaż odurzały mnie feerią barw i natłokiem scen akcji, nijak nie mogłam się w nie wciągnąć. Po obejrzeniu odcinka natychmiast o nim zapominałam, a wszyscy ci bohaterowie o śnieżnobiałych zębach i tak mi się mieszali. Powiedzenie od przybytku głowa nie boli najwyraźniej nie sprawdza się w świecie telewizji. Skandynawowie są bardziej oszczędni w środkach i zapewne dlatego ich produkcje lepiej trafiają w moje gusta. A już idealnie trafia w nie duńsko-szwedzki serial Most nad Sundem.



Tytułowy most to ten łączący Danię ze Szwecją. Gdy pewnego dnia ktoś porzuca zwłoki dokładnie na granicy obu państw, policjanci z Kopenhagi i szwedzkiego przygranicznego Malmö muszą połączyć siły w poszukiwaniu mordercy. Szybko okaże się, że sprawca nie ma zamiaru poprzestać na jednej zbrodni. Nasz tajemniczy szaleniec uważa się bowiem za samozwańczego piewcę prawdy, który swoimi zbrodniami zamierza obnażyć wszystkie bolączki duńskiego (i szwedzkiego) społeczeństwa. Rozwiązanie tej sprawy zajmie bohaterom wszystkie pięć dwugodzinnych odcinków pierwszego sezonu. Fabułę drugiego zbudowano podobnie, choć tu motywem przewodnim jest ekoterroryzm. 

Twórcy Mostu nad Sundem postawili przede wszystkim na charakterystyczne postacie, wśród których prym wiedzie Saga Norén z komendy w Malmö, świetnie zresztą zagrana przez Sofię Helin. Bohaterka jest nieprzystosowana do życia w społeczeństwie, ale wcale nie w ten nudny i oklepany sposób, jaki cechuje większość męskich bohaterów kryminalnych serii. Saga jest inteligentna, sumienna i bardzo racjonalnie podchodzi do życia. Inaczej nie potrafi, emocje innych ludzi są dla niej kompletnie niezrozumiałe (pewnie można by to podciągnąć pod Zespół Aspergera). Mówi zawsze to, co myśli i to w najmniej odpowiednim momencie. Nie da się jej nie polubić. Jej starszy duński kolega po fachu Martin Rodhe (Kim Bodnia) próbuje uczyć ją nieco bardziej ludzkiego podejścia do życia, choć sam też nie zawsze sobie z nim radzi. Problemy sprawia mu zwłaszcza utrzymywanie związków i wierności małżeńskiej. Postaci w serialu przewija się znacznie więcej i każda z nich może się pochwalić jakimś rysem charakterologicznym. Oryginalny jest już sam sposób ich wprowadzania. Niektóre wątki poprowadzono równolegle z głównym nawet przez kilka odcinków bez wyjaśniania widzom związku pomiędzy nimi. Dla mnie taka nieoczywistość jest zaletą, pozostawia pole na własne domysły i zachęca do obejrzenia kolejnego odcinka. 

Most nad Sundem doczekał się trzeciego sezonu i dwóch remake'ów. Na jego podstawie powstał francusko-brytyjski Tunnel i amerykański serial The Bridge


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz