sobota, 28 marca 2015

Ole, ole, ole, ole, ole, oleanna


Zaraz po wojnie secesyjnej przybył do Pensylwanii pewien bogaty Norweg o imieniu Ole. Chciał tam stworzyć dla swoich rodaków utopię. Była z nim żona Anna, dlatego komunę nazwano Oleanna. Skończyło się bankructwem i zawiedzionymi nadziejami. Do tych wydarzeń nawiązuje tytuł sztuki Davida Mameta wystawianej na deskach Teatru Studio. Tu jednak bankrutują idee, a zawodzi system edukacji. 

Łatwiej polubić Jego, chociaż ma swoje wady. Jest z pokolenia, które nie rozumie, że do studentek nie mówi się "kochanie" ani "podobasz mi się". Nie można mu jednak odmówić odwagi i chęci wyłaniania się ze sztywnych ram uniwersytetu. Dlatego, kiedy przychodzi do niego Ona, nie poprzestaje na zwykłym niezaliczeniu jej przedmiotu. Choć tak pewnie postąpiłaby większość jego kolegów. Postanawia poprowadzić wykład od nowa, tylko dla Niej, i wyjaśnić wszystko, czego dziewczyna nie zrozumiała. Ona jest już nowym typem studenta, ale nie takim, o jakim marzył On. Potrafi wymagać i wie, gdzie złożyć skargę, jeśli coś jej się nie spodoba. Nie jest niestety specjalnie pojętna, a kiedy czegoś nie rozumie lub z czymś się nie zgadza, reaguje krzykiem. Nie potrafi prowadzić akademickiej dyskusji, a teoretyczne rozważania bierze za inwektywy. Trudno jej jednak odmówić odrobiny racji, w jej świecie w końcu wykładowcy się tak nie zachowują. A jeśli się zachowują, to muszą mieć nieuczciwe zamiary. John i Carol, z tego spotkania musiało wyjść jakieś nieszczęście. 

Sztuka Mameta jest tak naprawdę o schematach i o tym, jak łatwo wpaść w nowe, kiedy się tylko wyjdzie ze starych. Johnowi nie podoba się świat, w którym wykładowca jest wszechwiedzącym panem sytuacji, ale nie spodziewa się, że próba zmiany schematu skończy się tylko zamianą ról, a swobodna wymiana myśli pozostanie nieosiągalną utopią. Oleanna to też sztuka o niemożności porozumienia pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy z pozoru są do siebie podobni. Obracają się w akademickim środowisku, wychowali się w tej samej amerykańskiej kulturze, mówią z pozoru tym samym językiem i dzieli ich tylko nie aż tak wielka różnica wieku. Oni jednak, chociaż wypowiadają te same słowa, mają zupełnie co innego na myśli. W ich głowach siedzą inne schematy i stereotypy, które uporządkowały im świat tak, że stanowisko drugiej strony jest nie do przyjęcia. Czy ta sytuacja nie brzmi znajomo? Pewnie większość z nas się znalazła się kiedyś w podobnej, nawet jeśli nie skończyło się to tak dramatycznie, jak w przypadku Johna i Carol. 

Oleanna to skromna sztuka dwojga aktorów. Jeśli ktoś czasem czytuje ten blog, pewnie zdążył już zauważyć, że ten typ lubię najbardziej. Pozwala skupić się na historii i aktorach, a ci drudzy też wypadają bardzo dobrze. Bohaterka Natalii Rybickiej może i mogłaby momentami być mnie rozemocjonowana, ale to w końcu teatr, trochę więcej ekspresji mu nie zaszkodzi. Za to Krzysztof Stelmaszyk wyreżyserował spektakl i zagrał w nim całkowicie bez zarzutu.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz