poniedziałek, 24 września 2012

Podróże w czasie i przestrzeni


 „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” nie jest tradycyjnym reportażem z podróży. To zbiór zapisków, listów, artykułów pisanych do gazet, zdjęć. Wszystko zredagowane tak, że układa się w spójną całość. Sama książka powstała już bez udziału autora, bo równo 70 lat po jego śmierci.

To aż zadziwiające, jak mało znany jest Kazimierz Nowak. Przecież tak bardzo szczycimy się naszymi reportażystami – Wańkowiczem, Fiedlerem, Kapuścińskim! A jakimś cudem zapomnieliśmy o pionierze. Nowak, jako pierwszy człowiek na świecie, przebył kontynent Afrykański z północy na południe i z powrotem! To 40 tys. kilometrów. Większość trasy pokonał rowerem, część pieszo albo konno czy czółnem. Podróż zajęła mu pięć lat. Nie miał sponsorów, jedyną pomocą materialną, jaką otrzymał, był komplet opon zaoferowany mu przez firmę Stomil. Już samo to powinno zapewnić Nowakowi stałe miejsce wśród  najsłynniejszych podróżników. Ale Nowak ma jeszcze jedną, bardzo ważną cechę. Jest dobrym obserwatorem, ciekawym ludzi, których spotyka. Dla wielu z nich polski podróżnik jest pierwszym białym człowiekiem, jakiego mają okazję zobaczyć. Nowak zabiera nas do prawdziwej, rdzennej Afryki lat 30. XX wieku, która nie została jeszcze dotknięta wojnami domowymi w okresie dekolonizacji i później, ani zachodnim stylem życia. Nie ma tam jeszcze Coca-Coli i telefonów komórkowych, a Masajowie nie tańczą za dolara. W Afryce Nowaka można za to spotkać prawdziwych ludożerców, plemiennych królów oraz cały kalejdoskop tradycji i obyczajów.

Literacko książka nie jest arcydziełem, nie znajdziemy tu języka rodem z reportaży wspomnianego wyżej Kapuścińskiego. Jest za to autentyczność i prawdziwa radość z poznawania świata. Pomimo wielu niebezpieczeństw, jakie napotka, Nowak woli nocować w plemiennych wioskach lub pod gołym niebem. Wśród białych kolonizatorów czuje się nieswojo. I chociaż za czasów podróżnika nie było jeszcze mowy o poprawności politycznej, Nowak zadziwiająco trafnie analizuję sytuację polityczną kontynentu, a nawet przewiduje jej dalszy rozwój. Te spostrzeżenia są szczególnie cenne dla osób, które jak ja pochłonęły mnóstwo książek o Afryce i wciąż się ciekawe przyczyn, chcą wiedzieć, co było wcześniej, skąd wzięły się współczesne relacji pomiędzy afrykańskim państwami i zamieszkującymi je ludami. W „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” można odnaleźć kilka odpowiedzi na te pytania. Dla mnie szczególnie inspirujący był fragment o wizycie na dworze króla Ruandy, Nowak opisuje jak belgijskie władze kolonialne wspierają, a właściwie utrzymują władzą współpracującego z nimi króla z ludu Watutsi, „przybyszy z dalekiej Abisynii” (tak, to to samo co Tutsi, w językach bantuskich przedrostek „wa” oznacza po prostu ludzi) nad lokalnymi ludami Bahutu i Batwa.  W tej polityce i stworzonym przez nią systemie społecznym upatrywać można korzeni konfliktu, który wstrząsnął krajem w 1994 roku.

W kwietniu 1934 roku Nowak dociera do Przylądka Igielnego, czyli południowego krańca Afryki. Pozostaje tylko wrócić, niestety drogi powrotnej nie wytrzymuje rower, podróżnik musi zmienić środek transportu. Sam Nowak coraz częściej cierpi na ataki malarii. Do domu udaje mu się wrócić w grudniu 1936 roku, niestety rok później umiera z powodu złego stanu zdrowia.

źródło: www2.kazimierznowak.pl

2 komentarze:

  1. Tę książkę polecił mojej mamie pewien Polak spotkany na wakacjach w Maroku (tak wakacjach, bo to żadna wyprawa jak się jedzie z biurem ;)). Lubię reportaże i literaturę podróżniczą (o ile taka istnieje), ale ta książka jeszcze przede mną. Czytałaś "Moją Afrykę" Kingi Choszcz? Fabularnie mało porywająca, bo to taki dziennik, ale można się z niej sporo dowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam wygooglować, żeby skojarzyć tę panią od podróży autostopem. Widzę, że książka na podobnej zasadzie wydana jak Nowak. Pośmiertnie i bez większej redakcji, pewnie stąd forma pozostawia trochę do życzenia.

      Usuń