niedziela, 30 grudnia 2012

Koncert bożonarodzeniowy Angelique Kidjo


Angelique Kidjo wykonuje world music, a mówiąc bardziej po ludzku, muzykę etniczną z elementami popu i jazzu. Piosenkarka z Beninu wystąpiła w piątek na bożonarodzeniowym koncercie w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela. Trochę się obawiałam, że słowo bożonarodzeniowy może oznaczać zestaw około świątecznych szlagierów. Na szczęście nic takiego się nie stało. Angelique zaśpiewała głównie piosenki z własnego repertuaru, sporo z nich pochodziło z płyty "Oyo". Z typowo świątecznych piosenek pojawiła się tylko "Happy Xmas (War Is Over)" i przyznam szczerze, że słyszałam jej lepsze wykonania. Zdecydowanie wolę Angelique w afrykańskich rytmach.

To naprawdę ciekawe doświadczenie posłuchać takich gorących, afrykańskich rytmów w zimnej i iście gotyckiej budowli. Co mi się nie podobało, to fakt, że występowi Angelique towarzyszył jedyne akompaniament fortepianu. W muzyce etnicznej liczyłabym, jeśli nie na bębny, to chociaż jakiś towarzyszący chórek. Fortepian świetnie komponuje się z klasycznymi utworami smooth jazzowymi, ale czy z żywiołową muzyką rodem z Beninu? Jak dla mnie nie. Wokalistka i tak bardzo dobrze sobie radziła, namawiając publiczność do śpiewania refrenów piosenek i klaskania. Zresztą głos Angelique Kidjo jest jak dzwon i zagłuszyłby niejeden chór. Bajecznie się to niosło po gotyckich murach. Jedno jest pewne: ona lepiej mruczy, niż ja śpiewam.

Co mnie rozbawiło, to że w repertuarze znalazła się też piosenka "Malaika", chyba najbardziej znany utwór w suahili,  wywodzący się z Afryki Wschodniej. Tu małe przypomnienie z geografii, Benin to Afryka Zachodnia i kompletnie inny krąg kulturowy. Ale widać piosenka jest tak znana, że każda wokalistka z Afryki musi obowiązkowo ją zaśpiewać.

Nie wiem, czy po raz kolejny wybiorę się na koncert do Archikatedry. Ta lokalizacja ma oczywiście swoje plusy, choćby świetną akustykę. Ale poza tym jest zimno i nie ma łazienki. Nie dało się ukryć, że piosenkarka przeraźliwie marzła. Choć to i tak lepsze od koncertu, którym kilka lat temu uraczyła mnie Era Jazzu. Cassandra Wilson wystąpiła w najzwyczajniejszej sali konferencyjnej hotelu Hilton. Nie było nic widać i lewo co słychać. To ja już wolę zimno.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz