Na tej roli Toma Hardy'ego inni aktorzy powinni uczyć się fachu. Hardy nie gra Charlesa Bronsona, on jest Bronsonem. Widzimy szaleństwo w jego oczach i jedyne czego możemy być pewni to, że bohater zaraz zrobi coś całkowicie nieobliczalnego. Podobno aktor przygotowując się do roli robił 2500 pompek dziennie z obciążeniem 19 kg na plecach. Efekt jest niesamowity.
źródło: stopklatka.pl |
Charles Bronson to postać autentyczna, gwiazda wśród brytyjskich więźniów. Urodził się jako Michael Peterson w Luton, Bedfordshire. Chłopak nie wyróżniał się niczym, poza niekontrolowanymi napadami agresji. Pierwszy raz trafił do więzienia w 1974 roku za napad na pocztę. Dopiero za kratkami Michael odkrył swój prawdziwy talent i stwierdził, że może dzięki niemu stać się sławny. Tabloidy wkrótce ogłosiły go najbardziej agresywnym więźniem Wielkiej Brytanii. Bronson spędził w więzieniu 34 lata, z czego 30 w izolatce.
Ale "Bronson" to nie jest typowa, wierna biografia psychopatycznego więźnia. Drugą gwiazdą w tym filmie jest reżyser, Nicolas Winding Refn, który stworzył dzieło odrealnione, artystyczne i nieco psychodeliczne. "Bronson" to prawdziwy spektakl. Reżyser szuka piękna tam, gdzie większość go nie dostrzega - w scenach przemocy. Często widzimy je w zwolnionym tempie i nietypowych ujęciach. Można by je porównać do tych z "Urodzonych morderców" Stone'a. Ważną rolę gra tu muzyka, głośna, przytłaczająca i znacząca. W "Bronsonie" widać początki stylu, który w pełni rozwinie się w kolejnym filmie Refna, czy w "Drive". I podobnie jak w przypadku "Drive", "Bronsona" można pokochać albo z nienawidzić. Ja pokochałam i z pewnością obejrzę kolejne filmy duńskiego reżysera.
źródło: gutekfilm.pl |
Niestety niczego równie pozytywnego nie mogę powiedzieć o filmie "Valhalla: Mroczny wojownik", który choć został nakręcony w 2009, w naszych kinach pojawił się dopiero w zeszłym roku po sukcesie "Drive". Ciężko tu mówić o muzyce budującej nastrój, bo przez znaczną część filmu panuje cisza. Zdziwi się też ten, kto spodziewa się wartkiej akcji, ta bowiem wlecze się niemiłosiernie.
Recz dzieje się w 1000 roku w bliżej nieokreślonym miejscu (zdjęcia zrobiono w Szkocji). Tytułowemu tajemniczemu jednookiemu wojownikowi udaje się uwolnić z niewoli Wikingów. Przyłącza się do grupy chrześcijańskich rycerzy, wybierających się na krucjatę do Jerozolimy. Grupa nigdy jednak tam nie dotrze. Świat przedstawiony w "Valhalli: Mrocznym wojowniku" jest do granic możliwości nieprzyjazny i mroczny. Na bohaterów czeka tylko pustka i śmierć. Ciemne wieki jeszcze nigdy nie były tak ciemne i pozbawione nadziei. Czy bohaterowie są w piekle? Możliwe, ale takim, które człowiek sam sobie zgotował. Są tylko trybikami w tej machinie. Nie ma znaczenia, jakiej kultury czy religii są przedstawicielami i tak mają tylko jeden wybór: zabijać albo umrzeć. Tym bardziej mali wydają się na tle monumentalnej przyrody. Nie odważyłabym się nikomu tego filmu polecić, to coś tylko dla osób szukających nowych i nietypowych filmowych doznań. Choć prawdą jest też, że zapoznanie się z całą twórczością Nicolasa Windinga Refna wymaga odrobiny odwagi.
Valhalla to jest zdecydowanie kino dla mocno zainteresowanych tematem. Ja poszłam do kina ze względu na Refna, byłam po prostu ciekawa, ale też nikomu bym nie poleciła :)
OdpowiedzUsuńValhalla to kolokwialnie mówiąc "świetny film" i wcale mnie nie dziwią markotne miny, wszak to kino "skandynawskie" a z jego odbiorem wielu ma pewne problemy. ps. a na cholere komu w tym filmie muzyka budująca nastrój? pozdrawiam
OdpowiedzUsuń