Obejrzałam dwa filmy, których ciężko ze sobą nie porównywać. Akcja obu toczy się w magicznych latach 20. i 30., oba nawiązują też fabułą to problemu korupcji w policji, mało tego powstały na podstawie prawdziwych historii. W tym zestawieniu jednak wyreżyserowana przez Clinta Eastwooda "Oszukana" wypada o wiele gorzej od "Gangstera" Johna Hillcoata.
źródło: filmweb.pl |
O filmie Eastwooda można co najwyżej powiedzieć, że jest poprawny. Nie ma tu dużych błędów, które można by wytknąć, poza całkowitym brakiem polotu. Stylistyka filmu przypomina bowiem serial, czy też produkcje, które kiedyś telewizja TVN puszczała w cyklu "Prawdziwe historie". Historia opowiedziana jest od punktu A do punktu B, bez żadnych zmian tempa, specjalnie emocjonujących czy zwrotnych momentów. Również aktorsko film nie jest arcydziełem, w zasadzie poza kreacją Johna Malkovicha jako wielebnego Gustava Briegleba nie ma na co popatrzeć. Tym co w filmie ciekawe, jest historia, na której podstawie powstał. 9-letni syn Christine Collins (Angelina Jolie) zniknął w 1928 roku. Po kilku miesiącach policja z Los Angeles ogłosiła odnalezienie chłopca, tylko tylko, że Christine nie rozpoznała w nim swojego syna Waltera. Kobiecie próbowano wmówić, że jest to skutek szoku, a kiedy ta dalej obstawała przy swoim, kapitan J. J. Jones zdecydował się umieścić ją w szpitalu psychiatrycznym. Bez wyroku, bez jej zgody, bez żadnych badań. Pani Collins wyszła ze szpitala dzięki pomocy wielebnego Briegleba i to dopiero, kiedy wyszło na jaw, że jej syn mógł paść ofiarą seryjnego mordercy, którego zbrodnie znane są jako The Wineville Chicken Coop Murders.
Dramatyczne prawda? Ciężko nawet wymyślić taką fabułę! Tu twórców wyręczyło życie. Ci jednak nie dali nic w zamian. W filmie potwornie męczą czarno-białe charaktery. Z góry wiadomo, kto jest dobry, a kto zły, nie ma tu miejsca na żadne wątpliwości.Z informacji, które o Christine Collins można znaleźć w Internecie, wynika, że była to kobieta niezależna, która z mężczyznami zwykła rozmawiać w sposób konkretny, zupełnie jak w biznesie. Nie była za to pięknością. Żadnej z tych cech nie znajdziemy u filmowej Christine. Postać Angeliny Jolie jest przeważnie zapłakana i zagubiona.
Zupełnie inaczej przedstawiają się osobowości bohaterów "Gangstera". Fakt, że ciężko ich nie polubić i to raczej po ich stronie znajdzie się sympatia widzów, niemniej nie można ich nazwać nieskazitelnymi, ani nawet praworządnymi. Bracia Bondurantowie bowiem, tak jak wszyscy ich sąsiedzi w czasach prohibicji, trudnią się wyrobem i sprzedażą alkoholu. Forrest (Tom Hardy) i Howard (Jason Clarke) to twardzi faceci, nie są zbyt subtelni, często używają siły, a w obronie honoru nie zawahają się nawet zabić. Czarną owcą w rodzinie jest zdecydowanie mniej męski i trochę nieporadny Jack (Shia LaBoeuf), ale to on marzy o zostaniu wielkim gangsterem. On i jego przyjaciel Cricket (Dane DeHaan) zbierają wszystkie wycinki z gazet o słynnym gangsterze Floydzie Bannerze (Gary Oldman). To również Jack wpędzi braci w kłopoty przez zbytnie obnoszenie się zdobytym bogactwem. Bracia Bondurantowie nikogo nie słuchają i nikomu się nie kłaniają. A już na pewno nie skorumpowanej policji i agentowi specjalnemu Charlie'emu Rakesowi (Guy Pearce), który zażąda łapówek od wszystkich producentów alkoholu. Jak nietrudno się domyślić wszystko to zmierza to krwawej wojny.
"Gangster" to film w starym, gangsterskim stylu. Jak to w męskim świecie, bywa krwawo, a przegrywa ten, kto okaże słabość. Akcja toczy się nieśpiesznie, prowadząc widza po amerykańskiej prowincji końca lat dwudziestych. Film to też popis wysokiej klasy aktorstwa, ale to nie Gary Oldman jest tu gwiazdą. "Gangstera" całkowicie kradnie Tom Hardy i jego brawurowa kreacja. Patrząc na Forresta nietrudno uwierzyć w legendę o jego nieśmiertelności. Zdradzę tylko, że bohater powinien umrzeć w filmie co najmniej dwa razy. Hardy udowadnia też, że można wypowiedzieć świetną kwestię bez ani jednego słowa. Charakterystyczne chrząknięcie Forresta jest odpowiedzią, która kończy każdą dyskusję. Dawno nie widziałam w kinie tak magnetycznej postaci, aż trudno uwierzyć, że prawdziwy Forrest Bondurant chodził kiedyś po świecie.
"Oszukaną" oglądałam już dobre kilka lat temu. Również nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia. "Gangstera" za to mam nadzieję obejrzeć dzisiaj lub jutro, więc niedługo pewnie i ja podzielę się moimi spostrzeżeniami na jego temat, a sądzę, że będą równie pozytywne, jak Twoje :)
OdpowiedzUsuń