Podejmowanie się ekranizacji tak wiele już razy filmowanego romansu jak "Anna Karenina" to ryzykowne zadanie. Joe Wright wychodzi z niego obronną ręką. Jego sposobem na Tołstoja jest teatr. Reżyser kręci swój film na scenie, na oczach widza zmieniając dekorację, grając na jego emocjach muzyką i światłem. Efekt, trzeba przyznać, jest olśniewający. Nie jest to bowiem skromny teatr kilku aktorów, a raczej coś na kształt przygotowanych z ogromnym rozmachem musicali Teatru Roma. W "Annie Kareninie" scenografia dopracowana jest w każdym calu, współgra z dialogami i muzyką. Zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że w tym filmie zobaczyłam jedną z najlepszych scen balowych w życiu. Smaczku dodają musicalowe efekty, jak równomiernie stukanie urzędniczymi stemplami w rytm muzyki. W niektórych scenach część postaci zamiera w bezruchu. Dodajmy do tego niesamowicie zdobne stroje i mamy prawdziwą ucztę dla oka. Jeśli mogę coś tej formie zarzucić, to tylko to, że momentami dekoracje zmieniały się za szybko, przez co obraz nieco się rozmazywał.
Bez zarzutu pozostaje też gra aktorska. Keira Knightley daje sobie radę w głównej roli, choć dla mnie Anna Karenina i tak już zawsze będzie miała twarz Grety Garbo. Na uwagę zasługuje też Matthew Macfadyen w roli Stiwy (brata Anny), świetnie oddający hedonistyczny charakter tej postaci. Nigdy tak naprawdę nie rozumiałam, co Anna widziała we Wrońskim, który w wykonaniu Aarona Taylora-Jahnsona pozostaje lekkomyślnym fircykiem. O wiele bardziej godną podziwu postacią jest wielkoduszny i kierujący się poczuciem moralności Karenin (Jude Law). Niestety ma on problem z okazywaniem uczuć. W filmie pojawia się też ucharakteryzowana na blondynkę Ruth Wilson - moja ulubiona odtwórczyni roli Jane Eyre.
źródło: filmweb.pl |
Przyznam, że nie czytałam książki Tołstoja. Niewątpliwie muszę to nadrobić, bo chociaż film pokazuje tylko zarys postaci, już tu widać jak ważna jest w pierwowzorze literackim ich psychika. Poszczególni bohaterowie są dla mnie pewnymi typami postaw i zachowań, symbolizującymi całą arystokrację rosyjską końca XIX wieku. Stiwa jest typowym konformistą, który stara się głównie o to, aby żyło mu się wygodnie. Kiedy jego romans wychodzi na jaw, najbardziej żałuje tego, że wszystko się wydało. Jego żona Dolly czuje się oszukana i wykorzystana. Ma zaledwie 34 lata, ale po urodzeniu siódemki dzieci już została odstawiona w kąt jak stary mebel. Nie ma jednak na tyle odwagi, żeby sprzeciwić się konwenansom i odejść. Karenin to człowiek, który żyje, żeby służyć swojemu krajowi, pracuje ciężko i nigdy nie pozwala sobie na niestosowne zachowania. Anna z kolei jest kobietą pełną namiętności, którą przez lata życia w małżeństwie musiała ją stłamsić. Wroński z jednej strony jest korzystającym z życia, bogatym fircykiem, ale jeszcze nie na tyle zepsutym, żeby nie być zdolnym do prawdziwego uczucia. Ciekawym wątkiem jest ten Lewina i Kitty, których związek okazuje się miłością idealną - prostą, uczciwą i spełnioną. Konstanty Lewin to człowiek uczciwy, poszukujący w życiu szczęścia, które widzi w małżeństwie. Kocha swoje wiejskie życie, na swoich polach pracuje ramię w ramię z chłopami. Pomaga też bratu, choremu na gruźlice socjaliście, nie bacząc na problemy, jakie ten może na niego sprowadzić. Kitty, po początkowym zachłyśnięciu się dworskim życiem, wybiera jednak poczciwość i oddanie Lewina. Okazuje się także, że dziewczyna na bardzo dobre serce. Myślę, że taki był zamysł autora. Zestawienie zepsutej i pełnej hipokryzji arystokracji, uczciwemu życiu i kierowaniu się sercem.
Mam w planach tę ekranizację :)
OdpowiedzUsuńCały czas wybieram się do kina i nie mogę się wybrać - boję się rozczarowania. Jestem fanką twórczości Tołstoja, do tego obejrzałam już prawie wszystkie ekranizacje "Anny Kareniny" i absurdalnie obawiam się rozczarowania najnowszą "Anną". A to ze względu na grającą tam Keirę, która mi nijak nie pasuje do tej roli (chyba za dużo tych filmów kostiumowych z jej udziałem - "Księżna", "Duma i uprzedzenie", "Doktor Żywago"). Nie widzę jej osoby w roli odwzorowania temperamentu, charakteru i tamtejszego typu urody Anny. Pewnie w końcu i tak obejrzę - mogę mieć jedynie nadzieję, że moje przewidywania się nie sprawdzą :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)