niedziela, 6 stycznia 2013

To nie jest kraj dla białych ludzi


Peter Godwin to pisarz, publicysta i reżyser, na stałe mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Urodził się w kolonialnej Rodezji Południowej, czyli dzisiejszym Zimbabwe. Jego rodzice wyemigrowali tam zaraz po II wojnie światowej. Ciężko stwierdzić, czy książka "Gdzie krokodyl zjada słońce" jest bardziej biografią Godwina, czy reportażem o Zimbabwe. Myślę, że jednym i drugim.

źródło: ecsmedia.pl

Dawna Rodezja Południowa była niegdyś jednym z najlepiej rozwiniętych gospodarczo krajów Afryki. Po ogłoszeniu niepodległości w 1980 roku nowe władze nie pozbyły się swoich białych, co dodatkowo wpłynęło na rozwój wielkoobszarowego rolnictwa. Rząd Roberta Mugabego wręcz zachęcał białych farmerów do pozostania. Wszystko zmieniło się w 2000 roku, kiedy prezydentowi kończyła się ostatnia kadencja. Mugabe, aby pozostać przy władzy, musiał doprowadzić do zmiany konstytucji. Żebyzdobyć głosy zwłaszcza uboższych warstw społeczeństwa i zwyciężyć w referendum, postanowił przeprowadzić reformę rolną. A tak naprawdę odebrać ziemię jej białym właścicielom. Zawiązała się opozycja, złożona w większości z zagrożonych farmerów. Reakcją reżimu na opór była agresywna, rasistowska kampanią skierowana przeciwko białym. I właśnie o tych czasach opowiada w swojej książce Peter Godwin.

Na farmach wkrótce zaczęli pojawiać się tzw. wetwoje, czyli bojówki, nieformalnie wspierane przez partię rządzącą. Wetwoje rozbijali obozy i zaczynali samodzielnie parcelować gospodarstwa. Czasem mieli większe ambicje, na przykład zajęcie domu białego farmera. Grupy zachowywały się agresywnie, wetwoje często pozostawali pod wpływem alkoholu i narkotyków. Kilku farmerów zginęło. Wetwoje nie tylko rozkradali maszyny rolnicze, ale i zabraniali farmerom uprawiać ziemię. Co wkrótce miało zaowocować niedostatkiem żywności w całym kraju.

Kampania rozdzieliła też rodzinę Godwinów, schorowani rodzice autora pozostali w Zimbabwe, podczas gdy jego siostra Georgina, za prowadzenie programu w opozycyjnym radiu, została ogłoszona persona non-grata i musiała emigrować do Wielkiej Brytanii. Pogarszający się stan zdrowia rodziców Petera przeplata się z historią kraju, coraz bardziej opanowanego przez anarchię i korupcję. To bardzo osobista i emocjonalna opowieść, nie mamy wątpliwości po której stronie jest autor. Godwin zbiera relacje napadniętych farmerów i aresztowanych działaczy opozycji. Z jego książki wyłania się obraz reżimu, który woli doprowadzić do ekonomicznej zapaści, niż zrzec się władzy. Autor konfrontuje wręcz obraz swoich rodziców, uczciwych ludzi, którzy całe życie pracowali dla dobra kraju (może trochę wyidealizowany) z nowymi, przeżartymi przez chciwość i korupcję elitami Zimbabwe. Dużo w tym wszystkim żalu człowieka odrzuconego przez własna ojczyznę. Bo zdaniem Petera Godwina, w Zimbabwe nie ma już miejsca dla uczciwych białych ludzi.

W książce jest też polski wątek. Autor dowiaduje się bowiem, że jego ojciec tak naprawdę nie nazywa się Godwin, a Goldfarb i jest urodzonym w Polsce Żydem. Poszukując śladów swojej babki i ciotki, pisarz zaczyna odkrywać okrucieństwa Holocaustu. Dla polskiego czytelnika niezwykła i intrygująca może być ta perspektywa. Oto człowiek, dla którego egzotyczne Zimbabwe to chleb poprzedni, na nowo pokazuje nam historię dla nas tak oczywistą. A może przez to, że oczywistą, już trochę opatrzoną i nie wzbudzającą aż takich emocji? Peter Godwin stawia też ważne pytania. Czy nienawiść na tle rasowym kiedyś się skończy? Po Zimbabwe widać, że nie tak prędko.

źródło: http://afryka.org/afryka/wszyscy-pochodzimy-z-afryki,news/

1 komentarz: