Dzisiejszy wpis chciałabym poświęcić dwóm niedźwiedziom. Tak, niedźwiedziom. Jeden z nich trwale zapisał się w historii literatury, drugi niestety nie.
Winnie to chyba najsłynniejszy miś świata. Mała niedźwiedzica została kupiona w 1914 roku za 20 dolarów, od myśliwego, który zastrzelił jej matkę. Kupił ją podporucznik i weterynarz Harry Colebourn z kanadyjskiego pułku konnego Fort Garry Horse. Winnie swoje imię zawdzięcza jego rodzinnemu miastu Winnipeg. Między Winnie a weterynarzem nawiązała się prawdziwa przyjaźń, Colebourn nauczył ją chodzić przy nodze i zatrzymywać się, kiedy on się zatrzymywał, Winnie stała się bardzo przyjazna, uwielbiała bawić się z ludźmi i lizać ich po rękach. Niedźwiedzica szybko została ulubienicą żołnierzy i nieoficjalną maskotką całego pułku. Winnie nie odstępowała swojego pana na krok, a kiedy musieli rozstać się choćby na chwilę, płakała jak dziecko. 3 października 1913 roku pułk wyruszył do Wielkiej Brytanii i... przeszmuglował ze sobą misia. W Anglii żołnierze przechodzili szkolenie przed wysłaniem ich na front, do Francji. W tym czasie mała Winnie zdążyła już wyrosnąć na niedźwiedzia dorównującego wzrostem wysokiemu mężczyźnie. W grudniu tego samego roku Colebourn dostał rozkaz pozostawienia Winnie, która nie dostała pozwolenia na wyjazd na front razem z pułkiem. I tak niedźwiedzica trafiła do londyńskiego zoo. Colebourn nie porzucił jednak swojej podopiecznej, odwiedzał ją zawsze, kiedy tylko był w Londynie. Chciał nawet zabrać Winnie po wojnie z powrotem do Winnipeg, ale w tym czasie niedźwiedzica wyrosła już na gwiazdę. Była najbardziej przyjaznym i popularnym zwierzęciem w całym zoo. Dawny opiekun zdecydował pozostawić Winnie tam, gdzie tak dobrze się już zadomowiła, ostatecznie pożegnali się w 1920 roku.
źródło: wikipedia.org |
I właśnie w tym londyńskim zoo Winnie spotkał pisarz Alan Aleksander Milne, który przychodził tam ze swoim synem Christopherem Robinem. Mały Christopher uwielbiał bawić się z Winnie, a już najbardziej lubił karmić ją miodem podawanym na łyżce. Tak powstał pomysł na książkę. Powieść dla dzieci "Winnie the Pooh" ukazała się w 1926 roku. Prawdziwa Winnie żyła jeszcze do 1934.
źródło: www.granice.pl |
Trudno tu nie zadać nasuwającego się pytania: czy Kubuś Puchatek był kobietą? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, gdyż sam autor tego nie determinuje. Miś niewątpliwie ma żeńskie imię, jednak Milne w swojej książce używa zwykle całej nazwy Winnie the Pooh, lub pisze po prostu Pooh. Kubusia Puchatka wymyśliła autorka pierwszego tłumaczenia książki na język polski Irena Tuwim. Nowszy przekład Moniki Adamczyk-Garbowskiej z 1986 roku nosił tytuł "Fredzia Phi-Phi" i choć uważany jest za bliższy oryginałowi, nie przyjął się wśród przyzwyczajonych do Kubusia czytelników.
W innych językach przetłumaczenie imienia misia też nie było proste. Holendrzy postanowili trzymać się oryginału i u nich książka nazywa się "Winnie de Poeh". Niektóre przekłady posługują się tylko częścią jego imienia, jak niemiecki "Pu der Bär" czy czeski "Medvídek Pú" (niedźwiadek Pooh) albo jak Francuzi tylko imieniem Winnie - "Winnie l’ourson". Znaleźli się i oczywiście tacy, którzy wymyślili własne imię. I tak dla Norwegów Kubuś Puchatek nazywa się Ole Brumm, dla Węgrów Micimackó, a dla Duńczyków Peter Plys.
Drugim niedźwiedziem, o którym chciałam opowiedzieć jest Wojtek. To także niedźwiedź wojskowy, ten już walczył na froncie II wojny światowej i to po polskiej stronie. Kupili go żołnierze generała Andersa za kilka puszek konserw w drodze z Iranu do Palestyny. Potem karmili małego niedźwiadka mlekiem z butelki po wódce z własnoręcznie wykonanym smoczkiem. Jak na niedźwiedzia przystało lubił też miód, syrop, marmoladę i piwo. Wkrótce stal się oficjalną maskotką 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii. Tak bardzo przywiązał się do żołnierzy, że nawet kiedy dostał własną sypialnię w drewnianej skrzyni ciągle przychodził nocą do namiotu żołnierzy, żeby się przytulić. Lubił też zawody sportowe, zwłaszcza zapasy, w których zawsze z ludźmi wygrywał. Wojtek wraz z pułkiem przedostał się przez Iran, Syrię, Palestynę i Egipt do Włoch, gdzie wziął udział w bitwie pod Monte Cassino. Sam nie walczył, ale nosił skrzynie z pociskami. Podobno nigdy żadnego nie upuścił.
Po wojnie 22 kompania została przetransportowana do Szkocji. Tam Wojtek został członkiem Towarzystwa Polsko-Szkockiego, za co dostał butelkę swojego ulubionego piwa. Po demobilizacji Wojtek zamieszkał w zoo w Edynburgu, gdzie często odwiedzali go żołnierze z kompanii. Wojtek zmarł w 1963 roku w wieku 22 lat. Niestety nie powstała o nim żadna książka. W 2012 roku jeden z angielskich browarów wprowadził na rynek piwo "Wojtek" na jego cześć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz