niedziela, 7 października 2012

Kobiety w sytuacji krytycznej


Wystawiany na deskach Teatru Polonia spektakl w oryginale nosi tytuł Bombshells, co poza łuskami nabojów oznacza też sensacyjną, niezwykłą wiadomość. Niestety sensacji nie ma. Polski tytuł Kobiety w sytuacji krytycznej też nie do końca oddaje ducha spektaklu, bo pięć przedstawianych kobiet wcale nie jest w niezwykłej, krytycznej sytuacji. Wręcz przeciwnie, nic niezwykłego w ich życiu się nie dzieje, przytłacza je codzienność. Gdybym ja miała wymyślić tytuł dla tego spektaklu, postawiłabym na Bańki mydlane, bo takie właśnie są życia bohaterek, jak i cały spektakl. Od zewnątrz błyszczące, a w środku puste.

Na scenie pojawia się pięć kobiet, każda z nich jest schematem jednego z nieszczęść, jakie kobiecie może się w naszej kulturze przydarzyć. Mira (Maria Seweryn) jest przemęczoną matką trójki dzieci z czwartym w drodze. Choć wiecznie jest zabiegana, nie panuje nad domowym chaosem. Kocha swoje dzieci, ale czasem ma ich serdecznie dość, a potem wyrzuca sobie, że jest złą matką. Obwinia się o wszystkie nieszczęścia świata, o to że Hania za wolno uczy się czytać, że jej dzieci niewystarczająco zdrowo się odżywiają, a nawet o to, że kupiła plotkarską gazetę, zamiast oddać pieniądze na dzieci chore na białaczkę. Jak sama mówi, kiedyś gardziła zaniedbanymi kobietami, teraz sama jest zaniedbana. Marianna (Lidia Stanisławska) to podstarzała gwiazda muzyki, po latach powracająca na scenę. Przez swój alkoholizm straciła męża, córkę i dom, a media pogrzebały ją żywcem. Marianna zaśpiewa nawet kilka piosenek, co jest dużym plusem spektaklu, biorąc pod uwagę imponujący głos Lidii Stanisławskiej. Marzena (Joanna Pokojska) właśnie wychodzi za mąż i stroi się w ślubną suknię. Wygłasza górnolotne teksty o miłości, przywołuje w myślach słowa swojego narzeczonego, żeby w końcu skwitować je stwierdzeniem "Co on pie..doli?". Ostatecznie dochodzi do wniosku, że jedyną rzeczą, która doprowadziła ją do ołtarza była sukienka. Muszka (Małgorzata Zajączkowska)  jest najbardziej oryginalną postacią spektaklu. Po tym jak opuścił ja partner życiowy oddaje się swojej miłości do kaktusów i powoli dziwaczeje. Widzom opowiada o tym, jak to rośliny gruboszowate uratowały jej życie. Maria natomiast wzbudziła moją największą sympatię, może dlatego, że jako jedyna z bohaterek nie doprowadziła się sama do tytułowej sytuacji krytycznej  a może to dzięki świetnej roli Doroty Pomykały. Maria po prostu owdowiała. Teraz jest po pięćdziesiątce, nie pokazuje publicznie emocji i każdy dzień ma zaplanowany. Spędza go z innymi wdowami, czasem oddaje się działalności charytatywnej.

W spektaklu pojawiają się też sceny jakby specjalnie zaplanowane, żeby rozbawić widza. Jak wtedy gdy Marzena wygłasza swoją mowę o miłości, a pozostałe bohaterki powtarzają ją w różnych językach. Wyszło zabawnie, tylko jaki to miało sens?

"Kobiety w sytuacji krytycznej" to inteligentna, ale niestety tylko rozrywka. Podczas spektaklu nie dowiemy się niczego, czego nie wiedzieliśmy wcześniej. Możliwe, że postacie bohaterek zostały tak wymyślone, aby kobieca część widowni mogła się z nimi utożsamić. Na to jednak są za schematyczne i zbyt przerysowane. Efekt może być odwrotny. Wiele pań może nawet podnieść się na duchu, porównując swoje problemy do tych ze spektaklu. Nie wyszły w końcu za mąż z aż tak głupiego powodu, nie są tez aż tak sfrustrowane i przemęczone jako matki.

źródło: teatrpolonia.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz